Naczelny inżynier kopalni "Pokój" w Rudzie Śląskiej został odwołany ze stanowiska. W piątek zginęli tam dwaj górnicy. Wg wstępnych ustaleń, mężczyźni wchodząc w zamknięty, zagrożony rejon kopalni złamali przepisy.

Główny inżynier wentylacji i jego zastępca zginęli, bo niezgodnie z przepisami weszli w odizolowany wcześniej rejon kopalni - wynika z ustaleń Wyższego Urzędu Górniczego.

Rejon dwóch ścian wydobywczych miesiąc temu został odcięty od reszty kopalni specjalnymi tamami przeciwwybuchowymi. Stało się tak, bo system monitoringu wskazał zagrożenie pożarowe. Aby je wyeliminować, tłoczono tam dwutlenek węgla. To typowy sposób zwalczania takich zagrożeń - gdy w wyrobisku ubywa powietrza, pożar stopniowo wygasa.

Atmosfera tam nie nadaje się jednak do oddychania, można tam wejść wyłącznie w aparatach tlenowych. Główny inżynier wentylacji i jego zastępca mieli wprawdzie ze sobą takie urządzenia, ale ich nie użyli.

Okoliczności wypadku wyjaśnia Okręgowy Urząd Górniczy w Gliwicach pod nadzorem WUG, a także Państwowa Inspekcja Pracy i prokuratura, która zdecydowała o wszczęciu śledztwa. Postępowanie ma m.in. odpowiedzieć na pytanie, co skłoniło doświadczonych fachowców, członków kierownictwa kopalni, do złamania przepisów i wejścia w zagrożony rejon.

To mogła być tak zwana cicha akcja - spekulują ratownicy. Górnicy mieli za zadanie sprawdzić, co dzieje się w zagrożonym rejonie kopalni. Dyrekcja zakładu odmawia jednak odpowiedzi na pytanie, czy mężczyźni zrobili to na polecenie lub za wiedzą naczelnego inżyniera. Legalna, zgodna z przepisami penetracja wyrobiska kosztowałaby 5-6 tysięcy złotych. Posłuchaj relacji reportera RMF Marcina Buczka:

Pracownicy kopalni "Pokój", uchodzącej dotychczas za jedną z najbezpieczniejszych w polskim górnictwie, to szósta i siódma śmiertelna ofiara wypadków w kopalniach węgla

kamiennego w tym roku.