Warszawski Sąd Okręgowy orzekł, że emerytowany komandor Andrzej R. spędzi 9 lat w więzieniu za zabójstwo swojego znajomego Marka S.

Do zbrodni doszło w lutym 1998 roku w Warszawie. Andrzej R. i Marek S. jechali samochodem. Obaj byli pod wpływem alkoholu. Marek S. chciał kupić kwiaty dla żony komandora jako przeprosiny za jego późny powrót. Zgodnie z aktem oskarżenia skazany miał wtedy powiedzieć: "Te kwiaty będą chyba na twój pogrzeb", po czym strzelił do Marka S. Za kierownicą auta siedział syn zabitego, któremu Andrzej R. grożąc bronią, kazał się odwieźć do domu.

Sąd uznał, że oskarżony, chociaż miał ograniczoną poczytalność, chciał zabić. "Człowiek o takim doświadczeniu w obchodzeniu się z bronią wie, co oznacza oddanie strzału w szyję" - powiedziała sędzia. 76-letni mężczyzna w pierwszym procesie został skazany na 6 lat więzienia za nieumyślne spowodowanie śmierci. Od tego wyroku odwołał się oskarżyciel posiłkowy, a sąd apelacyjny odesłał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Biegli ustalili, że Andrzej R. oddał strzał z odległości nie mniejszej niż 5, ale nie większej niż 30 centymetrów. Wyrok 9 lat sędzia uznała za łagodny. Tymbardziej, że do wymiaru kary zaliczono 3 lata, które Andrzej R. spędził w areszcie. Obrońca Andrzeja R. mecenas Wasilewski chce, by były komandor wyszedł z aresztu przynajmniej do czasu uprawomocnienia się wyroku "Trzeba powiedzieć, że oskarżony jest bardzo ciężko chory. A ciężka choroba w wieku 76 lat stawia pod znakiem zapytania możliwość kontynuowania kary". Sąd ten wniosek odrzucił, ale zgodził się na ponowne badanie skazanego. Obrona już zapowiedziała, że złoży odwołanie od wyroku. Decyzja sądu ucieszyła prokuratora i rodzinę Marka S.

00:30