Zdetronizowany król polskiej żelatyny Kazimierz Grabek próbuje z kłopotami wrócić na rynek. Po informacjach o rozruchu fabryki żelatyny w podłódzkim Zgierzu, policja sprawdza, czy doszło do nielegalnego odprowadzania ścieków z zakładu.

Fabryka Grabków powstała za pieniądze wyprowadzone z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska. Za bezprawnie udzieloną pożyczkę szefom PFRON-u z SLD i PSL prokuratura postawiła zarzuty.

Dziś brama fabryki była zamknięta, a Grabek nieuchwytny. Jednak o rozpoczęciu produkcji żelatyny mogą świadczyć odprowadzane ścieki i to tak tłuste, że wyrządziły szkody w miejscowej oczyszczalni i zanieczyściły lokalną rzeczkę.

Według mnie to jest działanie na pograniczu prawa - uważa Krzysztof Cykle z zarządu zgierskiej spółki Wodociągi i Kanalizacja. Jak dodaje, umowa z firmą Grabka dawno wygasła i ścieki są spuszczane nielegalnie.

Grabek działa w Zgierzu od 6 lat, korzystał z ulg podatkowych, ale nie wywiązywał się z obietnicy zatrudnienia odpowiedniej liczby pracowników i zainwestowania deklarowanych pieniędzy. Jedno z pozwoleń stracił, ale w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej działają jeszcze 4 firmy powiązane z rodziną Grabków.

Biznesmen nie oddaje też pieniędzy z ponad 8-milionowej pożyczki. Spłacił jedynie 200 tys. zł i przyniósł do PFRON-u prezent: woreczek żelatyny. Teraz negocjuje z funduszem nowe warunki spłaty kredytu – odłożenie w czasie spłat.

15:15