W Ameryce sytuacja zmienia się błyskawicznie. Po opuszczeniu przez

"Titanica" pierwszego miejsca na liście najchętniej oglądanych filmów

liderzy zmieniają sie co kilka dni. Najpierw wygrywał "Lost In Space",

przygodowy film SF z Garym Oldmanem, teraz niespopdziewanie na czoło

wysunął sie obraz "City of Angels" (Miasto aniołów). Już w tygodniu

debiutu zarobił on 15 mln dolarów. Jest to reżyserowany przez Brada

Silberlinga luźny dość remake wspaniałego filmu Wima Wendersa "Niebo

nad Berlinem".

Główne role grają Meg Ryan i Nicholas Cage. Ona jest zwykłą dziewczyną,

on - aniołem, który beznadziejnie się w niej zakochuje i musi wybierać

między żywotem anioła a śmiertelnika. Nicholas Cage, dla którego

"Miasto aniołów" jest powrotem do ekstraklasy aktorów w Hollywood,

przypisuje sporą rolę sobie w sukcesie tego filmu. A dokładnie -

recepcie na anioła.

dźwięk - W mojej interpretacji anioła jest coś, co można nazwać czystą miłością - chyba dlatego, że za każdym razem, kiedy czułem wszechogarniającą miłość, wiedziałem, że jestem najbliżej anielskości - tłumaczy.

Na szczęście oprócz strojenia sie w anielskie piórka Nicholas Cage

pozostał w miarę normalnym człekiem i całkiem już na trzeźwo dodał, że

rola w "Mieście aniołów" to jego najlepsze aktorskie dokonanie w całej

karierze. Na ocenę będziemy musieli poczekać, zadowalając sie na razie

tylko recenzjami z Ameryki - te są całkiem dobre. No i krytycy

nie kryją ulgi, że mogą na chwile odpocząć od akcyjnych dokonań

Cage'a. Ale on wróci. Wróci jako człowiek ze stali w filmie "Superman

Lives" Tima Burtona. Oj, chyba Meg Ryan już go wtedy nie będzie

chciała. W pelerynce?