We wraku statku, który osiadł na mieliźnie u wybrzeży Toskanii, ratownicy znaleźli ciała dwóch starszych mężczyzn. Tym samym liczba ofiar śmiertelnych katastrofy wzrosła do pięciu. Wciąż nieznany jest los 15 osób. Polski konsulat nawiązał kontakt z ostatnim poszukiwanym Polakiem.

Na pokładzie statku było 12 Polaków - 9 pasażerów i 3 członków załogi. Długo nieznany pozostawał los jednego z polskich obywateli. Okazało się jednak, że po ewakuacji pasażerów, osoba ta na własną rękę dotarła do domu.

W dniu dzisiejszym udało nam się nawiązać kontakt z 12 osobą, która podróżowała na pokładzie statku Costa Concordia. Osobie tej nic się nie stało, nie odniosła obrażeń - powiedziała polska konsul w Rzymie Jadwiga Pietrasik w rozmowie z RMF FM.

Zły manewr kapitana przyczyną katastrofy

Według wstępnych ustaleń prokuratury, przyczyną katastrofy statku był zły manewr kapitana. Kapitan został już zatrzymany. Jak powiedział agencji Ansa prowadzący dochodzenie prokurator miasta Grosseto, Francesco Verusio, kapitan "bardzo niezręcznie zbliżył się do wyspy Giglio; statek uderzył o skałę, która wbiła się w lewy bok, wskutek czego przechylił się i nabrał mnóstwo wody w ciągu dwóch-trzech minut".

Prowadzący dochodzenie badają także hipotezę, że kapitan obrał specjalnie kurs w kierunku pięknie oświetlonej wyspy, by pokazać ją uczestnikom rejsu. Wiele statków podpływa do Giglio, by syreną okrętową pozdrowić mieszkańców. Ale tym razem źle to się skończyło. Jeśli to prawda, to byłaby niewybaczalna lekkomyślność - stwierdził prokurator. Obrońca kapitana, oświadczył zaś, że jego klient uratował setki osób. Argumentował, że skały, na jakie wpadł wycieczkowy olbrzym, nie były zaznaczone na mapie.

Młode małżeństwo i szef obsługi pokładowej ocaleni z Concordii

Strażacy z wraku włoskiego statku uratowali młode małżeństwo z Korei Południowej. Ich rejs na pokładzie luksusowego statku miał być początkiem podróży poślubnej po Morzu Śródziemnym 29-latków. Małżeństwo zostało przewiezione do szpitala.

Odnaleziono także szefa obsługi pokładowej. Mężczyzna pomagał pasażerom opuścić pokład, ale sam nie zdołał uciec, bo złamał nogę.

Cały czas wierzyłem, że nadejdzie ratunek, przeżyłem 36 godzin koszmaru - powiedział ocalony Marrico Giampetroni. Wciąż nie ma informacji o 17 poszukiwanych.

Statek osiadł na mieliźnie

Do awarii doszło dwie godziny po wypłynięciu ogromnego statku z portu Civitavecchia niedaleko Rzymu. 290-metrowy luksusowy wycieczkowiec Costa Concordia osiadł na mieliźnie w pobliżu małej wyspy Giglio. Zaczął nabierać wody i przechylił się o 20 stopni. W ewakuacji pasażerów uczestniczyły statki straży, śmigłowce, a także inne jednostki, m.in. kursujące tamtędy promy. Podróżujący statkiem mówili, w czasie kolacji usłyszeli hałas, po którym zgasło światło. Początkowo wyjaśniano, że to awaria prądu. Ale następnie wycieczkowiec przechylił się. Ze stołów zaczęły spadać talerze. To były sceny prawie jak z "Titanica" - relacjonowała dziennikarka włoskiej gazety.

Na pokładzie było 4200 osób - wśród nich 1000 Włochów, 500 Niemców i 160 Francuzów - oraz 1023 osoby załogi.

Zobacz film, reklamujący rejsy luksusowym statkiem: