Zmarło kolejnych dwóch górników, leczonych po katastrofie w kopalni Mysłowice-Wesoła w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Jak poinformował dr hab. Marek Kawecki, przyczyną śmierci 28- i 29-latka była "niewydolność wielonarządowa w przebiegu ciężkiej postaci choroby oparzeniowej". Tragiczny bilans wybuchu metanu w kopalni wzrósł do pięciu ofiar śmiertelnych.

Zmarli dzisiaj mężczyźni mieli ciężkie poparzenia, a ich stan od wielu dni określany był jako "skrajnie ciężki". Jak poinformował podczas konferencji prasowej doc. Kawecki, o godzinie 2:55 zmarł 28-letni chory z oparzeniem 82 procent całkowitej powierzchni ciała i głębokim oparzeniem dróg oddechowych. O godzinie 6:15 zmarł 29-letni górnik, który miał poparzone 87 procent powierzchni ciała i głębokie oparzenia dróg oddechowych.

Obydwa zgony poprzedzone były nieskuteczną resuscytacją krążeniowo-oddechową - powiedział doc. Kawecki.

Na oddziale intensywnej terapii siemianowickiej oparzeniówki pozostaje trzech górników. Według lekarzy, stan jednego z nich poprawia się, stan pozostałych dwóch jest ciężki, ale stabilny. Od samego początku mówiliśmy o bardzo trudnym i niepewnym rokowaniu i tak jest nadal - zastrzegł doc. Kawecki.

Dodał, że w tym tygodniu poparzeni górnicy przejdą kolejne operacje, w tym przeszczepów skóry. Trwa hodowla tkankowa, a lekarze będą mogli skorzystać z niej w przyszłym tygodniu.

Kilkunastu górników nadal jest leczonych na oddziale chirurgicznym siemianowickiej placówki. Według doc. Kaweckiego, przechodzą badania kontrolne, głównie układu oddechowego. Jeśli wypadną one korzystnie, górnicy będą mogli wrócić do domów. Lekarz nie potrafił jednak określić, kiedy to może nastąpić.

Doc. Kawecki powiedział też, że zarówno z górnikami, jak i ich rodzinami stale współpracuje czterech psychologów klinicznych. Stan psychiczny hospitalizowanych ocenił jako "niezły". Oni się naprawdę trzymają, to są twarde chłopy - powiedział.

Katowicki Holding Węglowy, do którego należy mysłowicka kopalnia, poinformował, że 29-letni wiertacz, który pracował w kopalni prawie 7,5 roku, osierocił córkę. 28-letni górnik ze stażem ponad 6 lat pracy w kopalni był żonaty.

W strefie zagrożenia było blisko 40 górników

6 października wieczorem w kopalni Mysłowice-Wesoła na poziomie 665 m doszło prawdopodobnie do zapalenia bądź wybuchu metanu. W strefie zagrożenia znajdowało się wówczas 37 górników. 36 wyjechało na powierzchnię, 31 trafiło pierwotnie do szpitali.

W poprzedni poniedziałek w siemianowickim Centrum Leczenia Oparzeń zmarł 26-letni górnik, a w sobotę rano 32-latek.

Kolejną ofiarą katastrofy jest 42-letni kombajnista, którego ratownicy górniczy odnaleźli w nocy z piątku na sobotę, w dwunastej dobie poszukiwań, prowadzonych w bardzo trudnych warunkach.

Okoliczności tragedii badają prokuratura i Wyższy Urząd Górniczy

W poniedziałek katowicka prokuratura, która bada okoliczności katastrofy, dostała wstępne wyniki sekcji zwłok dwóch ofiar wypadku - górnika, który w sobotę zmarł w szpitalu, i pracownika odnalezionego w nocy z piątku na sobotę. Pierwszy z nich zmarł na skutek rozległych oparzeń, głównie dróg oddechowych. Wstępne wyniki nie pozwoliły natomiast na ustalenie przyczyny i czasu zgonu górnika zmarłego w kopalni. Jak podała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Katowicach Marta Zawada-Dybek, konieczne będą dodatkowe badania, m.in. histopatologiczne.

Prokurator podała, że trwają przesłuchania świadków, prowadzone przez policjantów i prokuratorów. Zeznania złożyli już ci pokrzywdzeni, których przesłuchanie umożliwiał stan zdrowia. Rozpoczęliśmy również przesłuchania górników, pracujących w dniu samej katastrofy albo tuż przed nią oraz w dni poprzedzające ją - powiedziała.

Chodzi generalnie o weryfikację informacji pojawiających się w mediach, wskazujących na ewentualne nieprawidłowości - wyjaśniła. Wyższy Urząd Górniczy przysłał już prokuraturze anonimy, wskazujące na nieprawidłowości w kopalni. Dotarły one do nadzoru górniczego po katastrofie. Prokuratura apeluje, by osoby, które mają jakąś wiedzę w tej kwestii, zgłosiły się i złożyły zeznania.

Śledczy mają zapisy dotyczące wskazań poziomów metanu i innych gazów oraz dane z rejestracji pracy urządzeń i rozmów pracowników kopalni. Ten materiał dowodowy będą badać biegli informatycy.

W ramach śledztwa badane będą również aparaty ucieczkowe, które były na wyposażeniu górników. Niektórzy poszkodowani mówili po wypadku, że ich aparaty okazały się niesprawne. Prokuratura ma jeden z takich aparatów i wystąpiła do WUG o przekazanie innych, które zabezpieczył nadzór górniczy. Ekspertyzy sprzętu mają być przeprowadzone w Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.

Zawada-Dybek powiedziała również, że prokuratorzy chcieliby przeprowadzić oględziny miejsca katastrofy. Nie wiadomo jednak, czy i kiedy będzie to możliwe - ratownicy pracują nad odizolowaniem rejonu katastrofy specjalnymi tamami. Chodzi o odcięcie dopływu powietrza i ugaszenie podziemnego pożaru. Według biegłych, minie wiele tygodni, zanim wizja lokalna będzie możliwa.

Poza prokuraturą okoliczności wypadku wyjaśnia też Wyższy Urząd Górniczy.