Karmelitanki bose z łódzkiego klasztoru obawiają się, że nie będą mogły pracować w przyklasztornym ogrodzie bez zasłaniania twarzy. Reguła zgromadzenia jest taka, że zakonnice nie mogą pokazywać twarzy, a naprzeciwko klasztoru powstał wysoki apartamentowiec, z którego widać ogród. To jednak nie jedyny problem dla sióstr.

Byłam w klasztorze karmelitanek przy ulicy świętej Teresy (oczywiście tylko w części, w której mogą przebywać osoby z zewnątrz) i było to najdziwniejsze miejsce, jakie do tej pory odwiedzałam. Pewnie moje poczucie niepewności głównie wynikało z tego, że jestem ignorantką, jeżeli chodzi o znajomość klasztornej reguły. Jednak po kolei…

Kiedy zadzwoniłam do drzwi klasztoru, odezwał się nie dźwięk dzwonka, ale dzwonu – takiego typowego, kościelnego. Po chwili pojawiła się uśmiechnięta siostra w biało-czarnym habicie. I tu pierwsze zaskoczenie – nie miała zasłoniętej twarzy. Jak mi potem wytłumaczyła, jest łączniczką pomiędzy siostrami, które żyją ściśle przestrzegając zasad, a światem zewnętrznym. Zakonnica za pomocą krótkofalówki połączyła się z siostrami za murem i zaprowadziła mnie do rozmównicy. Kiedy szłam za siostrą, zastanawiałam się, czym też może być taka „rozmównica”? Jest to nie duży pokój, który połączony jest z następnym czymś w rodzaju okna, ale nie ma w nim szyb, tylko podwójne, żelazne, kute kraty. Środka pokoju nie widziałam, bo od wewnątrz wisiała czarna zasłona. Siostra-łączniczka zostawiła mnie w rozmównicy i powiedziała, że trzeba cierpliwie czekać, że może siostra przełożona się zjawi i że to może trochę potrwać, bo właśnie teraz zakonnice mają czas przeznaczony na pracę. Kiedy tak siedziałam w tym pokoju, zastanawiałam się, jak długo mogłabym tak żyć, czy siostry są szczęśliwe, czy za tymi czarnymi kratami znalazły spokój? Po długim oczekiwaniu usłyszałam kroki, a zasłonę odsunęła, jak sądzę po barwie głosu, siostra w średnim wieku, czyli około 50-tki. Była w takim samym habicie, jak zakonnica-łączniczka, ale nie sposób było dostrzec nawet zarysów twarzy przez gęsto tkany, czarny welon. To była siostra Anna Maria od Ducha Świętego, która zastępuje siostrę przełożoną. Spokojnie wyjaśniła mi, że teraz siostry nie mogą udzielać żadnych wywiadów – to decyzja siostry przełożonej. Powiedziała tylko, że zakonnice modlą się o pozytywne rozwiązanie sprawy (mnie też o to poprosiła) i dodała, że od kiedy wiedzą, że są stroną w toczącym się postępowaniu o ustalenie warunków zabudowy, są zadowolone. Teraz będą mogły przekazać swoje opinie. Na koniec spotkania usłyszałam jeszcze życzenia bożonarodzeniowe. Nie wiem, jak to precyzyjnie wyjaśnić, ale to zadziwiające, jaki spokój bił od siostry Anny Marii i ile było go w głosie. Niewątpliwie było to najdziwniejsze spotkanie w moim życiu…