Jak skończy się islandzki kryzys? Wątpię, by znalazł się ktoś, kto chciałby udzielić wiążącej odpowiedzi. Moim zdaniem dopiero za kilka tygodni przekonamy się, jak bardzo zrujnował on gospodarkę i finanse ludzi mieszkających na dalekiej, północnej wyspie.

To naprawdę wyjątkowe miejsce. Wyspa oddalona tylko o 280 kilometrów od Grenlandii, o powierzchni jednej trzeciej Polski, gdzie owiec jest dwa razy więcej niż mieszkańców, a tych z kolei jest zaledwie tylu, co w Katowicach. To był mój pierwszy raz na Islandii. Zimno, ciemno i wietrznie. Zegarek cofamy w Islandii o dwie godziny, więc niebo rozjaśnia się dopiero po ósmej rano. Za to teraz jest jasno aż do 8 wieczorem.

W stolicy Islandii jest tylko lotnisko krajowe. Międzynarodowe znajduje się 50 km na zachód w Keflaviku. Pasażerów do centrum dowożą autobusy Flybus.

Pierwszy dzień nie napawał optymizmem, wiało i co chwilę padało. Mieszkańcy są do tego oczywiście przyzwyczajeni, Polacy z konsulatu mówili mi: dzisiaj jest bardzo ładnie, bo przecież nie wieje. Jak to nie wieje – pomyślałem – u nas to by była wichura. Trzeba było usłyszeć gwizd wiatru na budowie wieżowca, gdzie spotkałem Polaków.

Większość z nich jest na Islandii od co najmniej roku, ale są też tacy, którzy mieszkają tam kilkanaście lat. Najbardziej smutne jest to, że – jak mówią – bardziej martwi ich to, co dzieje się w Polsce niż kryzys na Islandii. Co prawda wysyłają do domu o jedną trzecią pieniędzy mniej, ale i tak nie chcą wracać. To smutne. Ale wystarczy przez kilka godzin pokręcić się po stolicy, by choć trochę ich zrozumieć.

Islandczycy przyzwyczaili się do pogody. Wszak nie mają innego wyjścia. Są uśmiechnięci, mili, życzliwi i pomocni. Wszyscy mówią po angielsku. Jak mówią Sebastian i jego żona Krysia, żyją spokojnie i bezstresowo. To właśnie od Islandczyków nauczyli się tej swobody, poszanowania czasu, braku nadmiernego pośpiechu i szacunku dla innych. Niedawno odwiedzili Polskę. Mówią, że zmieniła się tylko z zewnątrz. Wciąż natomiast drażni ich podejście do ludzi urzędników, to że ludzie są szarzy, smutni i zabiegani. Nie zamierzają więc wracać. Choć muszą spłacać kredyty na mieszkanie i samochód. Na szczęście w koronach, bo te w walutach obcych bardzo zdrożały.

Jacek ze Świdnicy jest w Reykjaviku od 11 lat. Zaczynał od ciężkiej pracy na statkach, można było zarobić, ale łatwo nie było. Teraz ma firmę budowlaną. Jeszcze rok temu zatrudniał 34 Polaków, teraz zaledwie 11. Większość już wyjechała, bo kurs korony spada już od roku. A w ostatnim tygodniu pobił wszelkie rekordy. Jacek wciąż ma sporo zleceń, ale Islandczycy przestali być wypłacalni. Bo oni na wszystko biorą kredyty.

Tu każda rodzina ma kilka samochodów, w tym obowiązkowo jeden terenowy i to taki naprawdę duży. Największy z tych, jakie widzieliście w amerykańskich filmach. Jacek wciąż więc buduje Islandczykom baseny, domki letniskowe i remontuje domy, ale nie wszyscy są w stanie zapłacić. Jeden z nich winny mu jest 6 milionów Koron. To ponad 130 tysięcy złotych.

Islandzkie banki przejęte przez rząd przestały dawać kredyty. W sklepach na razie nie brakuje produktów, nie ma też kolejek na stacjach benzynowych, ale to wciąż może się zmienić. Ceny idą w górę. Na pewno szykują się masowe zwolnienia. Na początek w bankach i instytucjach finansowych, ale w efekcie dotkną one wiele innych firm. Kilka tysięcy osób może wkrótce zostać bez pracy. To bardzo dużo jak na kraj, w którym mieszka niewiele ponad 300 tysięcy ludzi.

Islandia to specyficzny kraj. Oto krótki opis:

Wyjdziemy z tego – mówi Arni, Islandczyk, reżyser, który swoją żonę poznał w Łodzi. Teraz robi, a raczej robił filmy reklamowe, bo to właśnie z nich zrezygnowano najszybciej. Arni mówi, że Islandia to silny kraj, i ma wiele innych silnych podstaw, jak czysta woda i energia. To nie kraj zbankrutuje, to banki zbankrutują, twierdzi Arni. Może za parę lat będziemy biedniejsi, ale mądrzejsi, kończy Arni.

Co ciekawe, niektórzy islandczycy uważają, że polskie produkty mają teraz szanse odnieść sukces na islandzkim rynku. Dlaczego ?

Podsumowanie kryzysu oczami Polaków mieszkających w Reykjaviku:

Wydaje się, że islandzki kryzys w końcu przełoży się na sytuację w innych krajach. Może też w jeszcze większym stopniu dotknąć Polskę.