Dziś uroczysty koncert inaugurujący nowy budynek Warmińsko-Mazurskiej Filharmonii w Olsztynie. Ten obiekt to jedna z najważniejszych inwestycji kulturalnych ostatnich lat w tej części Polski, kosztował blisko 65 mln złotych. Ale najciekawsze jest to, że tak naprawdę nowa sala koncertowa jest używana już od... marca. Tyle, że bez większego rozgłosu, bo do głośnych inauguracji jak na razie nie miała szczęścia.

Tekst zawiera osobiste opinie dziennikarza RMF FM.

Budowa nowej filharmonii ruszyła jesienią 2009 roku. Już wtedy jej szefostwo snuło dalekosiężne plany. Budynek miał być gotowy rok później, a do poprowadzenia inauguracyjnego koncertu zaproszono samego Krzysztofa Pendereckiego. Penderecki w grudniu 2010 faktycznie do Olsztyna przyjechał, tyle że koncert trzeba było zagrać w jednym z kościołów, bo opóźniła się budowa filharmonii. Gdy zaś kilka miesięcy później budynek postawiono, rozgorzał konflikt pomiędzy muzykami a dyrekcją filharmonii. Ale wciąż wydawało się, że wszystko będzie w porządku - na marzec zaplanowano inauguracyjny koncert, zakontraktowano artystów, wysłano zaproszenia, a olsztyńscy miejscy radni zdążyli nawet... pokłócić się o to, kto te zaproszenia otrzymał, a kto nie. Przy okazji wyszło na jaw, że choć dyrekcja zaprosiła na koncert, to nawet nie złożyła w Inspekcji Nadzoru Budowlanego wniosku o odbiór nowego budynku. Cóż, to taki nieistotny szczegół.

I wtedy wybuchła bomba - z powodu nierozwiązywalnego konfliktu między orkiestrą a dyrekcją marszałek województwa odwołał koncert. Dyrektora wprawdzie nie odwołał, ale kilka miesięcy później skończyła się jego kadencja, więc i konflikt wygasł. A światowej sławy amerykańska śpiewaczka Gwendolyn Bradley, która miała wystąpić na inauguracyjnym koncercie, i tak wystąpiła. Uwaga - już w nowej sali, choć oficjalnej inauguracji nie było.

W międzyczasie lokalny działacz kulturalny postanowił wydrwić całą sytuację, rozsyłając e-maila z zaproszeniem na dzień otwarty w nowej filharmonii. Akurat dla niego żart skończył się mało zabawnie - jak przystało na świątynię muzyki poważnej, dyrekcja całkowicie na serio zawiadomiła policję, sprawa trafiła do sądu i skończyła się nałożeniem grzywny za "podszywanie się".

A nowa dyrekcja postanowiła, że pierwszy koncert w sezonie będzie właśnie koncertem inauguracyjnym. To nic, że orkiestra gra tu od kilku miesięcy i że poprzednie inauguracje zakończyły się skandalem. Najwyraźniej lokalni działacze kulturalni liczą na to, że nikt już o tym nie pamięta. A zresztą - każda okazja do VIP-owskiego świętowania jest dobra. VIP-owskiego, bo przecież zwykli melomani na ten koncert nie wejdą. Dla nich na jutro zaplanowano powtórkę.

Jeśli zaś chodzi o repertuar wykonywany w nowej sali... cóż, jako muzykowi wykształconemu, ale od kilku lat już niepraktykującemu, nieco niezręcznie mi to oceniać. Więc tylko małe zestawienie: pierwszy (niedoszły) koncert inauguracyjny - Krzysztof Penderecki, drugi (nieoficjalny) koncert inauguracyjny - solistka Metropolitan Opera Gwendolyn Bradley, i wreszcie trzeci - Gheorghe Zamfir, rumuński wirtuoz... fletni Pana. Cóż, fletnia Pana to też ładny instrument...