Z polsko-białoruskiej granicy znikają kolczaste druty, słupy i sygnalizacja. To oznacza dla naszego kraju jeszcze trudniejsze zmagania z nielegalnymi imigrantami.

Granica w okolicach Grodna, gdzie w zeszłym tygodniu rozpoczął się demontaż przypomina zasieki w obozach koncentracyjnych. Mimo tego między drutami mógł przecisnąć się człowiek. Dlatego ten odcinek upodobali sobie imigranci z krajów Azji, obywatele Indii, Sri Lanki, czy Afganistanu. Białoruś jest dla nich świetnym punktem wypadowym na Zachód. Utrzymanie jednego imigranta nie jest jednak tanie: kosztuje około 300 dolarów. Prezydent Białorusi, Aleksandr Łukaszenka skarżył się niedawno, że Zachód nie daje na to ani grosza, mimo, że dzięki Mińskowi nie ma problemu z imigrantami. Niewykluczone więc, że likwidacja zasieków to swoisty pomysł na pozbycie się problemu z ich utrzymaniem.

Miejscowi białoruscy urzędnicy twierdzą, że Polska nie chciałaby, żeby zasieki zostały zlikwidowane. Nieoficjalnie mówi się, że Warszawa jest nawet gotowa sfinansować ich remont, na co strona białoruska nie ma pieniędzy.

00:30