Grupa powodzian, która straciła wszystko w ubiegłorocznej powodzi w Gdańsku, wciąż mieszka w hotelu. Miasto przestało płacić za pobyt, a hotelarze nie mają sumienia wyrzucić 13 rodzin z dziećmi. Powodzianie zarzucają miastu niewywiązanie się z obietnic; władze twierdzą, że ich żądania są zbyt wygórowane.

Część powodzian twierdzi, że władze miasta – wbrew obietnicom - nie przedstawiają im ofert mieszkaniowych. Siedzimy na walizkach. Żadnych ofert, a jeszcze żądają, żebyśmy płacili za hotel. Obiecali nam, że będą za nas płacić do końca - dopóki ostatni powodzianin nie opuści hotelu - twierdzi jedna z poszkodowanych.

Władze miasta odrzucają zarzuty. Ich zdaniem nie można płacić w nieskończoność z miejskiej kasy za pobyt w hotelu. Zdaniem Kazimierza Klińskiego, szefa wydziału mieszkalnictwa gdańskiego magistratu miasto złożyło powodzianom propozycje mieszkaniowe. Poszło jednak – według niego – o zbyt wygórowane wymagania: Jedna z tych rodzin, która zamieszkiwała w liczbie pięciu osób w lokalu 43-metrowym, w tej chwili domaga się dwóch mieszkań po 50 metrów kwadratowych - mówi Kliński.

Miasto nie może dogadać się z powodzianami, a dyrektor hotelu nie wie co ma zrobić: Ci ludzie powinni opuścić hotel, tylko jak to zrobić? Jak im to powiedzieć i gdzie im wynieść te wszystkie bagaże? Na ulicę? Do tego trzeba mieć odwagę i sumienie. Ja nie mam - powiedział. Rozmowy trwają, pat trwa...

foto Archiwum RMF

01:45