Nie milkną echa zamieszek jakie towarzyszyły 1-ligowemu spotkaniu Legii Warszawa z Wisłą Kraków. Efekt burd to ranni, spalona trybuna, powyrywane krzesełka, zdemolowane budki z jedzeniem, zniszczone toalety. Stadion przy Łazienkowskiej został natychmiast zamknięty, a to może być brzemienne w skutkach...

Polski Związek Piłki Nożnej już w ubiegłym roku zwrócił się do sejmowej komisji sprawiedliwości by zaostrzyć kary dla pseudokibiców. Prezes Związku, Michał Listkiewicz chciałby by chuligaństwo stadionowe traktowane było jako przestępstwo, a nie tylko jako wykroczenie i to nawet w sytuacjach kiedy na boisko zostanie wrzucona butelka, czy też kiedy kibic wbiegnie na murawę: "Tak jest w bardzo wielu krajach europejskich, że samo naruszenie przepisów porządkowych jest przestępstwem zagrożonym karą nawet kilkuletniego więzienia" – powiedział Listkiewicz. Wniosek został złożony, a spodziewanego odzewu nie ma. Za wybryki tymczasem płacą organizatorzy. Stadion przy Łazienkowskiej został zamknięty, a przecież 1 września ma tam być rozegrany mecz eliminacyjny do mistrzostw świata Polska - Norwegia. Pierwotnie spotkanie miało się odbyć w Chorzowie, na Stadionie Śląskim i już pojawiły się sugestie, że tamtejsi działacze będą naciskać by mecz rozegrano właśnie na Śląsku. Sprawą zajmował się nasz warszawski reporter Sebastian Szczęsny:

"Zamknięcie stadionu Legii stanowi kolejny dowód, na to by mecz Polska - Norwegia odbył się na stadionie śląskim" - głosi stanowisko Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Jego szef, Marian Dziurowicz powołuje się na porozumienie z sierpnia zeszłego roku, w którym władze polskiej piłki zobowiązały się, że co najmniej dwa mecze eliminacyjne rozegrane zostaną w Chorzowie. Marian Dziurowicz twierdzi ponadto, że jeżeli polska reprezentacja nie zagra na Śląskim, to oszukany zostanie polski podatnik. Chodzi o to, że w ciągu pięciu lat na modernizację Stadionu Śląskiego wydano z budżetu 100 milionów złotych. W tym roku będzie to dalsze około 10 milionów, a cała inwestycja ma się zamknąć w kwocie 200 milionów złotych: "To są pieniądze podatników, panowie” – mówi Dziurowicz. Od dwóch lat na murawę stadionu nie wbiegła polska reprezentacja. Dlaczego? Tu można tylko spekulować. Nieoficjalnie mówi się, że "polskie orły" nie grają na stadionie Śląskim, ponieważ nie wygasł konflikt pomiędzy ciągle wpływowym na tym terenie byłym szefem PZPN-u Marianem Dziurowiczem, a Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Poza tym władze województwa podobno naciskają, by pieniądze za reklamę podczas meczów zasilały konto stadionu, a nie PZPN. Ponadto PZPN argumentuje, że Śląskim nie można grać, ponieważ zbyt późno zakończone zostaną prace modernizacyjne. Co na to zwolennicy rozgrywek w Chorzowie, o tym w relacji katowickiego reportera RMF FM, Przemysława Marca:

"Reprezentacja Polski to nie jest piłeczka pingpongowa, którą można sobie przerzucać z jednej strony na drugą. To jest dobro narodowe i w tej chwili nie ma ważniejszej sprawy niż awans do finałów mistrzostw świata" – odpowiada prezes PZPN-u. Stadion Legii zamknięty jest doraźnie. Dopiero w piątek Wydział Dyscypliny Związku – po przeanalizowaniu wszystkich materiałów – podejmie decyzję co do jego dalszego losu. Jeśli decyzja zostanie podtrzymana i zakaz będzie obejmować także wrzesień, wtedy na reprezentacyjne mecze trzeba będzie poszukać innego obiektu. Do wyboru są dwa: wspomniany Stadion Śląski i stadion łódzkiego Widzewa. Na pierwszym trwają jeszcze prace modernizacyjne, drugi jest ładny, bezpieczny, ale trochę za mały – raptem zmieści się tam 14 000 widzów.

foto RMF FM

05:25