35-letnia łodzianka postanowiła urodzić dziecko na zamówienie dla swojej koleżanki. Kiedy chłopiec przyszedł na świat, zmowę kobiet odkryli lekarze szpitala imienia Rydygiera. Powiadomili o tym prokuraturę, która bada sprawę.

Biologiczna matka na porodówce podała do metryki dziecka nazwisko swojej koleżanki. To oszustwo miało pozwolić drugiej kobiecie zabranie dziecka do domu, jako własnego. Na szczęście kobietom nie udało się uśpić czujności lekarzy i personelu szpitala.

Teraz obydwie kobiety będą odpowiadać za wyłudzenie poświadczenia nieprawdy, a nie tylko za fałszowanie dokumentacji medycznej, ponieważ chciały dostać od szpitala metrykę chłopca z nieprawdziwym nazwiskiem.

Nieoficjalnie dowiedziałam się, że kobieta już wcześniej też mogła urodzić dziecko na zamówienie i za pieniądze.

Czy silny instynkt macierzyński i ogromna chęć posiadania dziecka mogą wytłumaczyć postępowanie kobiet? Niedawno całym krajem wstrząsnęła informacja o innej 32-letniej łodziance, która też urodziła dziecko na zamówienie i to za 30 tysięcy złotych małżeństwu z Warszawy. Poddała się zabiegowi in vitro i urodziła Kajtusia. Kobieta oddała dziecko, ale postanowiła walczyć o synka, ponieważ, jak mówiła, pokochała go. Teraz kobieta przed sądem walczy o swoje, dwie, biologiczne córki, bo kurator chce jej ograniczyć władzę rodzicielską. Doszedł do wniosku, że matka źle wychowuje dzieci i ma złą sytuację materialną. Co musi się dziać w głowach takich kobiet? Czy bieda dostatecznie usprawiedliwia taki sposób zarabiania pieniędzy?