Okazuje się, że taka maszyna czasu rzeczywiście istnieje i nie służy wcale do podróży w czasie, a do... zarabiania pieniędzy. Stosują ją niektóre stacje telewizyjne w Stanach Zjednoczonych.

Maszyna służy do skracania czasu programów, tak by nikt tego nie zauważył. W telewizjach amerykańskich programy zaczynają się zwykle o pełnej godzinie lub trzydzieści minut później. Programy mają takie długości, by wraz z blokami reklamowymi zmieściły się w tych ramach. Na rynku pojawiło się cyfrowe urządzenie, które pozwala skrócić program tak, by dało się zmieścić dodatkowe bloki reklamowe. Warta dziewięćdziesiąt tysięcy dolarów maszyna czasu, wycina pojedyncze półobrazy. Dla widza to jest niezauważalne, a pozwala zaoszczędzić do 30 sekund na programie. Nie ma potrzeby wycinania całych scen, treść się nie zmienia, dzieje się tylko nieco szybciej. Urządzenie jest na tyle sprytne, że samo wynajduje takie miejsca, gdzie takie „przycinanie” będzie niezauważalne. Oburzają się na to autorzy programów. Okazuje się jednak, że nowa metoda budzi też protesty reklamodawców. Obawiają się oni, że ich spoty będą podobnie skracane.

23:00