Swiatłana Cichanouska - główna rywalka Alaksandra Łukaszenki w wyborach prezydenckich na Białorusi - jest bezpieczna. Taką informację przekazał rano minister spraw zagranicznych Litwy. Cichanouska przebywa właśnie w tym kraju. "Sama podjęłam decyzję o wyjeździe" - stwierdziła 37-latka na nagraniu opublikowanym później na YouTube. "Nie daj Boże, by ktoś stanął przed takim wyborem, przed jakim stanęłam ja" - dodała.

"Swiatłana Cichanouska jest bezpieczna. Jest na Litwie" - taki wpis zamieścił o poranku na swoim koncie na Twitterze szef litewskiego MSZ Linas Linkevicius. Według agencji Reutera dołączyła tam do swoich dzieci.

Sama podjęłam decyzję o wyjeździe - stwierdziła Cichanouska na nagraniu opublikowanym później na YouTube. Myślałam, że ta kampania dała mi tyle sił, że wytrzymam wszystko (...) Podjęłam bardzo trudną decyzję. Podjęłam ją całkowicie samodzielnie, ani przyjaciele, bliscy, sztab, ani (mąż - PAP) Siarhiej w żaden sposób nie mogli na nią wpłynąć - powiedziała Cichanouska.

Wiem, że wielu mnie zrozumie, wielu potępi, wielu znienawidzi, ale nie daj Boże, żeby ktoś stanął przed takim wyborem, przed jakim stanęłam - dodaje. Uważajcie na siebie, ani jedno życie nie jest warte tego, co teraz się dzieje - kontynuuje kandydatka.

Dzieci są najważniejsze w naszym życiu - kończy wypowiedź Cichanouska.

Nagranie zatytułowano "Wyjechałam do dzieci" i zostało opublikowane na kanale Strana dla Żyzni.

Szef litewskiej dyplomacji: Istniało zagrożenie

Urząd prezydenta Litwy utrzymuje stały kontakt z przebywającą na Litwie Cichanouską - poinformował Antanas Bubnelis, rzecznik prezydenta Gitanasa Nausedy. Obecnie odpoczywa - powiedział Bubnelis.

Swiatłana Cichanouska jest bezpieczna na Litwie, ale zagrożenie istniało - oświadczył szef litewskiej dyplomacji Linas Linkeviczius. Minister poinformował też, że "noc była napięta". Istniało zagrożenie. Przez kilka godzin próbowałem bezskutecznie się z nią skontaktować. Zaczęły się poszukiwania. (...) Wiele osób w to się włączyło - powiedział Linkeviczius.

Media informują, że po przebyciu na Litwę ze względu na zagrożenie koronawirusem, Cichanouską obowiązuje 14-dniowa samoizolacja. Nieoficjalne źródła sugerują, że jest obecnie pod ochroną litewskich służb specjalnych.

Litewskie media podają, że wybór Litwy na miejsce pobytu Cichanouskiej jest logiczny. Przypominają, że w Wilnie od lat koncentruje się życie białoruskiej opozycji. Litewska stolica znajduje się 183 km od Mińska.

Czy ktoś groził Cichanouskiej?

Cytat

To była osobista decyzja Swiatłany Cichanouskiej. Dobrze, że u niej wszystko w porządku, cieszę się, że się odnalazła -
mówi RMF FM jej rzeczniczka Anna Krasulina.

Jeszcze przed opublikowaniem oświadczenia Cichanouskiej w internecie, dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada pytał jej rzeczniczkę, dlaczego główna rywalka Łukaszenki wyjechała na Litwę. Krasulina nie chciała odpowiedzieć wprost. Poinformowała jedynie, że wczoraj Cichanouska ze swym prawnikiem poszła do Centralnej Komisji Wyborczej złożyć skargę w sprawie głosowania. Tam - jak dodała rzeczniczka - przez trzy godziny rozmawiała z jakimiś ludźmi, potem na krótko skontaktowała się ze swymi współpracownikami. Krasulina uchyliła się od odpowiedzi, czy ktoś groził jej szefowej. 

Ona podjęła decyzję w wyniku tych rozmów. O czym rozmawiała z tymi ludźmi - nie chcę wróżyć. Wiem, jednak do jakich obrzydliwych rzeczy jest zdolna nasza władza - mówiła dziennikarzowi RMF FM Krasulina. 

Dodała, że Cichanouska musiała mieć bardzo poważne podstawy, by podjąć tak radykalną decyzję o wyjeździe z kraju.

Ona już wypełniła swoją misję, zrobiła więcej, niż była w stanie - tak o Cichanouskiej mówiła Krasulina. Krzysztof Zasada pytał ją, co teraz będzie się działo z ludźmi, którzy oddali głos na opozycyjną kandydatkę. Będą kontynuować walkę o swoje prawa - mówiła Krasulina. Jak tłumaczy, kampania jej szefowej była bardzo zdecentralizowana. Uczestniczyło w niej wiele organizacji społecznych, wyłonili się nowi liderzy. Teraz oni mają przejąć odpowiedzialność za potężną rzeszę ludzi, która poparła Cichanouską.

Ich będzie trudno zmusić, by znów zamilkli. Poczuli możliwość walki, uwierzyli, że da się zwyciężyć, że jest nas większość. Myślę, że teraz będą strajki i pokojowe demonstracje, a rządzący nie mają możliwości, by zachować władzę w tej sytuacji - uważa Krasulina. Według niej zrozumieją, że bez poparcia większości ich władza się kończy.

"Nie miała wyboru"

Z kolei inna członkini sztabu Cichanouskiej, Wolha Kawalkowa, w rozmowie z agencją Reutera stwierdziła, że 37-latka została wywieziona z Białorusi przez białoruskie władze, nie miała wyboru. Wyjazd pozwolił na uwolnienie szefowej jej sztabu Maryi Maroz - pisze porta Tut.by.

Została wywieziona z kraju przez władze. Nie miała wyboru. Pięć minut przed wizytą omawialiśmy nasze plany na przyszłość i z pewnością nie miała zamiaru opuszczać kraju - powiedziała Kawalkowa w rozmowie z agencją Reutera.

Ważne, że jest wolna i żyje. Wyjechały razem z Maryją Maroz. Jednak zakładnikami jest część zespołu Swiatłany - przekazała Kawalkowa, cytowana na kanale niezależnego portalu Tut.by w serwisie Telegram.

Białoruski komitet graniczny potwierdził na swoim kanale w komunikatorze Telegram, że Cichanouska opuściła Białoruś. Przekroczyła granicę z Litwą 11 sierpnia o godzinie 03:30 przez przejście graniczne Kotłówka - poinformowano.

Komitet graniczny zaprzeczył, jakoby Cichanouska była przymusowo wywieziona na Litwę - pisze Reuters.

Los Cichanouskiej pozostawał nieznany przez kilka godzin

Wczoraj wieczorem sztab Swiatłany Cichanouskiej informował, że nie wie, gdzie znajduje się kandydatka w niedzielnych wyborach prezydenckich.

Swiatłana Cichanouska przebywała 3 godziny w CKW (Centralnej Komosji Wyborczej) z prawnikiem Maksimem Znakiem, a następnie powiedziała, że "podjęła decyzję" i udała się w niewiadomym kierunku - przekazała Radiu Swaboda Hanna Krasulina, rzeczniczka sztabu. Przyznała, że współpracownicy kandydatki w wyborach prezydenckich nie wiedzą, gdzie przebywa.

Do CKW Cichanouska udała się, by zaskarżyć wyniki wyborów. Według zaktualizowanych wstępnych wyników podanych przez CKW, urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka uzyskał w niedzielnych wyborach 80,08 proc. głosów, a na drugim miejscu uplasowała się Cichanouska z 10,09 proc. Żaden z pozostałych kandydatów nie uzyskał 2 proc. głosów.

W związku z przypadkami naruszenia prawa domagamy się ponownego przeliczenia głosów - oświadczyła cytowana przez TASS rzeczniczka Cichanouskiej, Anna Krasulina. Jeśli nie będzie to możliwe, wyniki z niektórych lokali powinny zostać uznane za nieważne - dodała. 

Białoruskie KGB twierdzi, że udaremniło zamach na Cichanouską

Wczoraj przewodniczący białoruskiego Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) Waler Wakulczyk oświadczył, że służby te zapobiegły zamachowi na Cichanouską.

Wakulczyk powiedział, że ze sztabu Cichanouskiej służby otrzymały informację o obawach o życie kandydatki. Wcześniej wydział MSW ds. walki z ekstremizmem również przechwycił informację, iż potrzebna jest "ofiara sakralna". Człowiek, który ją wysłał, został już zidentyfikowany i zostanie w najbliższym czasie zatrzymany - powiedział szef KGB.

Zapewnił, że na polecenie Łukaszenki wysłano 120 osób, by ochraniały sztab Cichanouskiej.

Wcześniej w poniedziałek Łukaszenka wspomniał, iż sztab kandydatki musiał zostać objęty ochroną, bowiem - jak oświadczył - "gdyby jednej z nich lub jeszcze komuś, nie daj Bóg, odcięto głowę, to musielibyśmy to z siebie zmywać latami".

Z kolei sztab Cichanouskiej zapewnił, że nie zwracał się o ochronę.

Kolejna noc zamieszek na Białorusi

Dzisiejsza noc znów była bardzo niespokojna na Białorusi. Tamtejsze niezależne media informowały, że milicja w Mińsku użyła gumowych kul, granatów hukowych i gazu łzawiącego przeciw protestującym. W białoruskiej stolicy do późnej nocy trwały demonstracje po niedzielnych wyborach prezydenckich. Białoruski resort spraw wewnętrzny podał, że zginął jeden z protestujących - mężczyzna "usiłujący odpalić ładunek wybuchowy, który eksplodował w jego rękach". Na niektórych ulicach powstały barykady zbudowane przez zwolenników opozycji.

Mieszkańcy miasta donosili o kontrolach w ciągu dnia i patrolach służb w nieoznakowanych samochodach. Zamknięte zostały centralne stacje metra.

Do ostrzału, prawdopodobnie kulami gumowymi, doszło w rejonie ulicy Kalwaryjskiej. Strzelającymi byli ludzie w strojach koloru khaki - podała gazeta "Nasza Niwa", której dziennikarka została ranna w nogę. W rejonie tej samej ulicy milicja użyła granatów hukowych przeciwko protestującym - relacjonował portal Tut.by.

Około godziny 23:00 PAP otrzymała informacje o rozpędzeniu grupy kilkuset demonstrantów, którzy zgromadzili się przy metrze Puszkińska, przy pomocy gazu łzawiącego.

Na prospekcie Maszerawa milicja drogowa zatrzymywała auta, których kierowcy trąbili klaksonami. Poprzedniego wieczora w ten sposób kierowcy wyrażali poparcie dla demonstrujących. Podobny protest - jak relacjonuje na Twitterze dziennikarz Andrzej Poczobut - odbył się w poniedziałek też w Grodnie. 

"Nasza Niwa" informuje, że do protestów doszło także w innych miastach, m.in. Bobrujsku, Brześciu, Witebsku, Oszmianie, Berezie i Mozyrzu.

W mediach społecznościowych pojawiły się informacje, że w Brześciu protestujący odpalają fajerwerki w stronę milicjantów. W innym miejscu miasta demonstrujący próbowali budować barykady z płyt chodnikowych. Konfrontacja między milicją a protestującymi trwała jeszcze około północy - podało niezależne Radio Swaboda.

W Grodnie doszło do zatrzymań, ale nie masowych. Według niepotwierdzonych informacji jedna osoba została potrącona przez samochód milicyjny.

Milicja rozpędziła protestujących w Nowopołocku, mimo że ci jedynie stali, klaskali i krzyczeli: "milicja z narodem!". W Kobryniu i Lidzie doszło do starć, w tym drugim mieście milicjanci brutalnie zatrzymywali uczestników protestów. W Pińsku milicja użyła armatki wodnej.