A przypomina sobie pani inne tego typu scenki z jakiegoś filmu czy spektaklu teatralnego. Takie, które zapadły pani w pamięci i obudzona o dwunastej w nocy jest pani w stanie sobie przypomnieć wszystko. Wiem, że tego było tak dużo ...

Ja mam niestety problem- wywołana do tablicy - nie mam gotowych scen. Ale one we mnie są. Gdybyśmy rozmawiali na temat jakiegoś filmu, czy sztuki teatralnej, pewnie by wyskoczyły. Mnie się przypomina, a propos zmysłów, taka przygoda z "Dziadami" Mickiewicza w Teatrze Telewizji Jana Englerta. Grałam Rollisonową (niewidomą wdowę, matkę studenta nieludzko potraktowanego przez rosyjskich siepaczy za udział w antycarskim spisku- przyp. B.Z.) i pamiętam fantastyczną uwagę Jana Englerta. Przeżywałam stres związany z tym, że po raz pierwszy spotkam się na planie ze Zbigniewem Zapasiewiczem, i byłam pewna, że tego nie udźwignę. Pamiętam pierwszą próbę już tam na planie, w kostiumie. Nagle podchodzi do mnie Janek Englert i mówi: "Słuchaj, nie graj tego, że ona nie widzi. Graj to, że słyszy, że bardzo dobrze słyszy. Ludzie niewidzący mają rozwinięty zdecydowanie bardziej inne zmysły, przede wszystkim słuch ...

Przez chwilę słyszeliśmy ciszę, bardzo zmysłowe doświadczenie.

Cytat

Jan Englert otworzył mi zmysł słuchu, uruchomił słuch; i nagle poczułam, że całe ciało zaczyna inaczej działać, że moje uszy "wyszły na plan pierwszy", że głowa inaczej zaczęła pracować na karku. To są fantastyczne uwagi reżyserskie.

To była niesamowita uwaga Jana Englerta. Po prostu to poczułam. Ponieważ miałam otwarte oczy, nie mogłam nie widzieć oczyma, widziałam te obrazy, musiałam grać, że nie widzę, że moje gałki "nie idą" za postaciami, które do mnie mówią, które przechodzą przed moimi oczami. Ja je widziałam. Łatwiej by mi się grało, gdybym mogła te oczy zamknąć. To było niesamowite, bo Englert otworzył mi zmysł słuchu tym jednym zdaniem, uruchomił słuch; i nagle poczułam, że całe ciało zaczyna inaczej działać, że moje uszy "wyszły na plan pierwszy", że głowa inaczej zaczęła pracować na karku. To są fantastyczne uwagi reżyserskie.

Reżyser też musi mieć głowę na karku, tak?

Tak. Reżyser musi mieć głowę na karku, umieć trafić lotką w samą dziesiątkę, w sam splot słoneczny, w samo centrum tego mechanizmu, który nas uruchamia.

Świetnie rolę reżysera przedstawiono w innym filmie z pani udziałem- w "Łóżku Wierszynina". Tam reżyser "bije się sam ze sobą"; dużo zależy też od aktorów, którzy próbują go prowadzić. To niesamowita gra pomiędzy tym, kto kreuje spektakl a tymi, którzy są prowadzeni.

Cytat

Najciekawsze w tym fachu są spotkania, nie role

To najciekawsze w tym fachu, dla mnie najciekawsze: spotkania, nie role. Wielokrotnie pytano mnie o to, jakie mam marzenia, myśląc że wymienię jakieś role, a ja właściwie nie mam marzeń-ról, nawet nie chcę mieć marzeń-ról. Pozostaję otwarta i właściwie każda zaproponowana rola budzi we mnie ciekawość, bo jest jakimś prezentem.

"Z kim będę grała"? Że z Fryczem, że z Gajosem?

Tak, z kim. Dowiaduję się, jaka to rola i z kim będę grała, kto będzie reżyserował. To jest najciekawsze i najbardziej istotne: z kim. Bo to, co się zdarza w pracy i - czasami jednorazowo- na spektaklu, granym już dziesiątki razy, to coś szczególnego. Na to mają wpływ ludzie, z którymi się pracuje, z którymi się spotyka. To, co się między nimi wytwarza.

Pani te relacje między panią a mężczyznami określa mianem "flirtu" - dosłownie. Ten metaforyczny tytuł książki "Flirtując z życiem", od którego się pani troszkę dystansowała, ma rozwinięcie w książce.

Tak.

To jest sposób nawiązywania relacji z partnerami.

Ale to nie dotyczy tylko mężczyzn. No, czymże jest flirt? To jest wymiana energii, prawda? To jest wymiana, po prostu. Flirt jest wymianą. ... Pozytywną.

Ale we flircie następuje jakiś koniec. Są pewne bariery. Nie przekracza się tych barier. Czasami. Bo flirt - przeczytałem to w Wikipedii (śmiech)- może być "grą wstępną".

Tak? (Śmiech)

Czy "flirtując z życiem" pani chce tylko tak po powierzchni płynąć? Jest jakaś granica, której pani nie przekracza? Czy jednak ...?

Ja nie wiem, co Łukasz Maciejewski miał na myśli, dając taki tytuł- "Flirtując z życiem", ale ja to odczytuję w ten sposób, że to jest rodzaj "zaczepki".

Jest takie fajne określenie w tej nowej mowie fejsbukowej - właśnie "zaczepić kogoś". Klika się i to jest taka "zaczepka".

Tak? Ja nie działam w tych rejonach.

Ja też nie. Ja tylko podglądam, jak córki to robią.

I tak się mówi, że "się zaczepia"?

Tak. Taka właśnie "zaczepka".

Aha, zaczepka. (Śmiech) Myślę, że to jest to, żeby móc przez chwilę powędrować. Tyle że z życiem wędruje się dalej. Nie pozostaje się na poziomie flirtu.

No właśnie, tak jak z pani mężem. Też aktorem.

Tak.

Ale z aktorem, który znalazł w sobie tę barierę i dalej nie poszedł już w kierunku aktorstwa. Pamięta pani ten moment, kiedy pani mąż zdecydował się na taki właśnie krok?

Tak, pamiętam. To było tuż po urodzeniu mojej pierwszej córki. Wróciłam z Warszawy, ponieważ pracowałam już w Warszawie. Mąż mieszkał w Poznaniu. Urodziłam córkę w Poznaniu i siedziałam z nią przez kilka miesięcy wakacji w Poznaniu. I w tym czasie, któregoś dnia mąż powiedział, że ma taki pomysł na dalsze swoje życie, żeby odejść z teatru. Może "dogrywać" coś, może od czasu do czasu coś zagrać jako tak zwany wolny strzelec, ale zrezygnować z etatu.

Jak pani zareagowała, pani odradzała mężowi tę decyzję, czy pani to przyjęła z dobrodziejstwem inwentarza?

Przyjęłam to. Nie ukrywam, że mnie to zadziwiło, bo zdawałam sobie sprawę, że to nie będzie łatwe. Coś takiego jest w tym naszym zawodzie, że kiedy się połknie bakcyla, trudno jest się od tego odciąć. I to rzeczywiście ciągnęło się za nim przez lata- ta tęsknota. Nie wiem, czy nadal nie ma gdzieś cichych jakichś tęsknot. Chociaż już pewnie takie wielkie tęsknoty wygasły, ale gdyby ktoś któregoś dnia powiedział- "Słuchaj, zagrałbyś w moim filmie, czy zagrałbyś w tej scenie."- to podejrzewam, że byłby w stanie na chwilę rzucić to, co robi i wrócić.

To takie banalne, kiedy się mówi -"życie to jest teatr". Jednak w przypadku państwa rodziny to się tak przeplata.

Tak.

Nawet Pani córa ma takie teatralne, różewiczowskie imię.

Paulina.

Z "Białego małżeństwa".

To była moja druga rola teatralna - Paulina w "Białym małżeństwie". Druga rola teatralna, ale właściwie to był mój chrzest bojowy. W tej roli czułam, że zaczynam stawać na własnych nogach, że to ja zaczynam powoli budować swoją rolę, że już się wydobywam spod skrzydeł i parasola szkoły. Zaprosił mnie do swojego teatru Ryszard Major, który był moim profesorem w Studium Aktorskim w Gdańsku przy Teatrze Wybrzeże. Było to dla mnie przedłużenie szkoły, to było fantastyczne, czułam się bezpiecznie. A jednak dopiero ta rola była pierwszą "moją", pierwszą, którą "rodziłam", którą tworzyłam. "Rodziłam" tę Paulinę i - mało tego- bardzo ją lubiłam. Nie tyle lubiłam rolę, ile lubiłam tę dziewczynę.

Poród, tak?

Tę dziewczynę. Tę Paulinę. Tak jakbym potrafiła z boku na nią spojrzeć, na tę dziewczynkę, którą byłam, ganiając po scenie.

I to zostało. A są jeszcze jakieś inne ślady pani ról, pani doświadczeń teatralnych w pani życiu? Czy to jest wyjątek, bo to się nie łączy ze sobą?

To przepływa. Widzi pan, ja nie jestem dobrym materiałem, ponieważ ja -wywołana do tablicy- nie mam gotowych przykładów. Ja nie oddzielam grubą kreską, nie oddzielam żadną kreską mojego życia zawodowego i prywatnego. To jest moje życie. To po prostu jest moje życie. Próbuję nazwać je zawodowym i prywatnym, ale tak naprawdę to jest jedno moje życie. To się przeplata. Jedno wynika z drugiego, drugie jest podpierane pierwszym.

W książce pięknie to pani opisuje, kiedy pani wspomina, jak pani pędziła z prób do domu, żeby -tak jak kobieta, normalna kobieta- przygotować obiad, żeby spać ze swoją córeczką, która płakała w nocy, budziła panią.

A to akurat miało związek z Krakowem. Przyjeżdżałam tutaj, wstawałam o jakiejś piątej nad ranem, o siódmej wsiadałam do pociągu, przyjeżdżałam na próbę do Teatru Bagatela, bo Waldek Śmigasiewicz robił "Makbeta". Od dziesiątej do czternastej byłam tu na próbie i wsiadałam do pociągu, ponieważ pracowałam wtedy w Warszawie - w Teatrze Dramatycznym w Pałacu Kultury. Miałam kawałeczek z Dworca Centralnego do Pałacu Kultury. Tu grałam spektakl, po spektaklu wracałam do domu, gdzie czekało na mnie moje świeżo urodzone dziecię. Niedawno urodzone dziecię budziło się w nocy, karmiłam je jeszcze piersią.

Światła na platformie kolejowej mogą się pomylić z teatralnymi światłami ramp.

Tak było. Miałam swoich znajomych w pociągu, których spotykałam codziennie. To był rzeczywiście bardzo intensywny okres. Wtedy się bardzo wyraźnie przeplatało moje życie z zawodem oraz miastami i miejscami.

Przed panią kolejna rola teatralna. Przeczytałem we "Flirtując z życiem", że pracuje pani teraz nad "Lodem" Władimira Sorokina.

Tak wróciliśmy do tej pracy. Zaczęliśmy próby na wiosnę w Teatrze Narodowym z Konstantinem Bogomołowem, tyle że w pewnym momencie zmieniła się reżyserowi koncepcja. Wrócił do siebie, wrócił do Moskwy, ale z nowym scenariuszem, który powstał już prawdopodobnie. Nie mieliśmy go jednak jeszcze w rękach. Dostaniemy na pierwszej próbie. I spotkamy się z nową koncepcją w tym tygodniu. (Wywiad nagrywany 27.11.13. - przyp.B.Z.)

Świeżutka sprawa. Gorący "Lód". Nie przeraża panią ta powieść trochę? O takim poszukiwaniu człowieka idealnego w piersi człowieka?

Nie przeraża mnie ta powieść. Czytał pan "Lód" czy całą trylogię?

Całą trylogię.

Nie przeraża mnie, natomiast bardzo ciekawi mnie, jakże to można przełożyć na deski...

... na scenę...

...to mnie może troszkę ... może nie przeraża, ale intryguje.

Gdzie panią zobaczymy w najbliższym czasie na deskach scenicznych?

W najbliższym czasie w moim macierzystym teatrze w "Królowej Margot" we wtorek i od czwartku w "Aniołach w Ameryce" Warlikowskiego ...

...według Kushnera...

...Tak, w Nowym czyli w ATM-ie przy Wale Miedzeszyńskim w Warszawie.

A w filmie?

A w filmie na razie cisza.

Sądzę, że to jest taki "antrakcik".

Powiedziałam "na razie" (śmiech).

Serdecznie pani dziękuję za tę rozmowę.

Dziękuję pięknie za zaproszenie.

I oczywiście poproszę o autograf dla naszych słuchaczy na okładce książki "Flirtując z życiem", dla mnie na płycie z moim ulubionym spektaklem z pani udziałem - "Krum" Krzysztofa Warlikowskiego. Tam zarejestrowano pani niesamowity "flirt" na scenie.

Z Włochem.

Polecam, kto jeszcze nie widział. Jest tam taka pani kwestia: "Do nogi!" Bardzo dziękuję.

Dziękuję pięknie.

POSŁUCHAJ ROZMOWY Z DANUTĄ STENKĄ NA BLOGU BOGDANA ZALEWSKIEGO