Oskarżony o morderstwo został wypuszczony z więzienia w Villepinte pod Paryżem, bo śledczym… zabrakło atramentu w faksie. Minister sprawiedliwości oskarża pracowników prokuratury o niedopuszczalne niedopatrzenie. Wszczęto już wewnętrzne śledztwo, które ma wyjaśnić całą sytuację.

Mieszkaniec imigranckiego getta w Seine-Saint-Denis pod Paryżem czekał za kratkami na proces. Miał odpowiadać za śmiertelne pobicie 33-letniego DJ-a, który nie chciał go wpuścić na prywatną imprezę w dyskotece. Mężczyzna złożył jednak wniosek o zwolnienie go z aresztu śledczego. Sędziowie mieli 20 dni na odpowiedź. Wniosek odrzucili, bo ich zdaniem oskarżony po pierwsze - stanowi zagrożenie dla społeczeństwa, a po drugie - może uciec. Odpowiedź nie doszła jednak na czas, bo w prokuraturze w Bobigny przestał działać faks. Zabrakło w nim atramentu.

Prokuratura zapewnia, że kompromitujący śledczych "problem techniczny" już usunięto. Nie zmienia to jednak faktu, że domniemany zabójca automatycznie został wypuszczony na wolność i ślad po nim zaginął.

Minister sprawiedliwości Christiane Taubira zarzuca pracownikom prokuratury niedopuszczalne niedopatrzenie. Związkowcy twierdzą natomiast, że to wina rządu, bo z powodu kryzysowych cięć budżetowych w resorcie sprawiedliwości, brakuje czasami podstawowych artykułów biurowych.