Po doniesieniach RMF dt. przemytu kokainy przez pilotów i stewardesy Polskich Linii Lotniczych sprawie przyjrzy się służba celna w Warszawie. Sensacyjne informacje pochodzą od skruszonego barona narkotykowego.

Z byłym gangsterem w Nowym Jorku spotkał się nasz reporter. Mężczyzna jest współpracownikiem amerykańskiej agencji antynarkotykowej DEA, wcześniej był jedynym dostawcą kokainy dla polskich grup przestępczych. W zamian za wolność rozpoczął współpracę z policją; dostarczył jej już wielu cennych informacji.

Były gangster twierdzi, że najpewniejszym kanałem przerzutowym narkotyków byli piloci i stewardesy naszych rodzimych linii lotniczych. Jego zdaniem narkotyki przewoziła i przewozi połowa personelu latającego LOT-u.

Mężczyzna opowiedział nam, jak doszło do tej współpracy: Znaliśmy tych ludzi z poprzednich niewinnych przerzutów, pieniędzy i różnych innych rzeczy. Później zaczęliśmy przez nich przerzucać większe partie narkotyków.

Jego zdaniem, personel pokładowy często nie wiedział lub nie chciał wiedzieć, co wiezie w swoim bagażu. A znajdowało się tam od kilograma do 2 kilogramów czystej kokainy (kilogram kosztuje ok. 100 tys. dolarów). W sumie do Polski trafiło ponad 100 kg kokainy.

Sprawą zajęła się już Prokuratura Apelacyjna w Krakowie. Według naszych informacji prokuratorzy wiedzą już, którzy pracownicy LOT-u brali udział w przemycie.

Leszek Chorzewski, rzecznik LOT-u, uważa, że informacje skruszonego gangstera o liczbie osób zamieszanych w proceder są nieprawdopodobne. Jeśli ktoś coś twierdzi, to należy to udowodnić. Myślę, że jest to liczba całkowicie absurdalna, bo byłoby to 400 osób, w co nie wierzę.

Chorzewski powiedział nam, że ostatnio dwóch pracowników firmy zostało zatrzymanych w USA; jak się dowiedzieliśmy, za przemyt narkotyków. Rzecznik twierdzi, że załogi samolotów także są sprawdzane przez celników i straż graniczną. Nasz reporter widział jednak na Okęciu, jak piloci przechodzili przez bramki graniczne bez jakiejkolwiek kontroli. Posłuchaj relacji reportera RMF Romana Osicy: