Pięćdziesięciu strażaków odgruzowuje zawalony dom jednorodzinny przy ulicy Kąkolowej w Bydgoszczy; budynek dosłownie rozsypał się po wybuchu, najprawdopodobniej gazu ziemnego. Troje lokatorów trafiło do szpitala, jedna osoba, jak się okazało po trzech godzinach poszukiwań, nie żyje. Lokatorki, której na początku szukali ratownicy w chwili eksplozji nie było w domu. Oprócz mieszkańców zawalonego domu w szpitalu znajdują się jeszcze strażak, który został ranny w czasie akcji i dwoje starszych sąsiadów, którzy źle się poczuli.

Ze względu na sąsiedztwo przedszkola, strażacy mówią o ogromnym szczęściu w nieszczęściu. - Nie potrafię sobie wyobrazić, co by było, gdyby do wybuchu doszło np. wczoraj i w przedszkolu były dzieci - mówi Paweł Frątczak, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej. - Fala uderzeniowa zgruchotała okna, rzuciła odłamkami przez całą szerokość budynku, na wylot.

Jak mogło dojść do tak potężnej eksplozji? Frątczak stawia hipotezę: - czasem, gdy jest zimniej, gaz, który wydobywa się np. z instalacji potrafi gromadzić się w niszach. Wtedy jest go więcej, niż zwykle w takich przypadkach. Ale, sądząc po stanie budynku, tego gazu musiało się nagromadzić naprawdę dużo. Nie wiem, jak to możliwe, że mieszkańcy go nie czuli.

Ciało mężczyzny znaleziono na parterze w kuchni. Nieoficjalnie mówi się, że chciał w ten sposób popełnić samobójstwo.