Burzliwy przebieg miał górniczy protest w Warszawie. W ruch poszły petardy, kamienie, chodnikowe płyty. Policja odpowiedziała gazem łzawiącym i armatkami wodnymi. Rannych zostało kilkanaście osób, 8 funkcjonariuszy trafiło do szpitala.

Górniczy protest zakończyły głuche uderzenia stylisk o policyjne barierki oddzielające pasy dróg przy Trasie Łazienkowskiej. Droga, którą przeszli górnicy, usłana jest przeciwpyłowymi maskami ze sztucznego tworzywa – maskami, którymi górnicy chronili się przed używanym przez policję gazem łzawiącym.

Manifestanci zniszczyli fasady kilku budynków, m.in. resortu gospodarki i siedziby Sojuszu Lewicy Demokratycznej na Rozbrat. Uszkodzono też siedzibę ambasady Rosji.

Ale warszawskie ulice wyglądające jak po bitwie - to tylko jedno oblicze manifestacji, drugie – to ranni policjanci i górnicy. Z kilkudziesięciu poszkodowanych funkcjonariuszy 8 trafiło do szpitala.

Manifestację obserwowali reporterzy RMF Tomasz Skory i Roman Osica. Posłuchaj:

Demonstranci wyjechali już z Warszawy. Na parkingu pod Torwarem górnicy nie kryli rozgoryczenia, zarzucali organizatorom protestu, liderom związkowym, że oprócz "zadymy" nic nie przyniósł.

Górnicy przyjechali do Warszawy, by zaprotestować przeciwko decyzji likwidacji czterech śląskich kopalń. Z kolei w Katowicach demonstrowały żony górników oraz kobiety pracujące w kopalnianej administracji.

16:05