Polski kierowca żył, gdy zamachowiec w poniedziałek wieczorem wjeżdżał w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie. Tak twierdzi niemiecki dziennik "Bild". Mają na to wskazywać wyniki oględzin zwłok Polaka. Rozpędzona ciężarówka w poniedziałek wieczorem wjechała w tłum zgromadzony na bożonarodzeniowym jarmarku. Pod kołami auta zginęło 11 osób. 48 zostało rannych. Stan 14 jest bardzo ciężki. Policja wciąż poszukuje zamachowca. Wiadomo, że autem nie kierował Polak.

Polski kierowca żył, gdy zamachowiec w poniedziałek wieczorem wjeżdżał w tłum na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie. Tak twierdzi niemiecki dziennik "Bild". Mają na to wskazywać wyniki oględzin zwłok Polaka. Rozpędzona ciężarówka w poniedziałek wieczorem wjechała w tłum zgromadzony na bożonarodzeniowym jarmarku. Pod kołami auta zginęło 11 osób. 48 zostało rannych. Stan 14 jest bardzo ciężki. Policja wciąż poszukuje zamachowca. Wiadomo, że autem nie kierował Polak.
Do ataku użyto polskiej ciężarówki /Britta Pedersen /PAP/EPA

Policja dotąd nie informowała w żaden sposób o przebiegu wydarzeń w kabinie. Według "Bilda" 37-latek rzeczywiście miał być świadomy tego, co się dzieje. Według anonimowego policyjnego źródła gazety kierowca miał rzucić się na zamachowca, by próbować go powstrzymać. Stąd ślady walki i rany od noża, o których mówi właściciel firmy transportowej. Śmiertelny strzał miał paść już po tym, jak ciężarówka stanęła. Terrorysta miał wtedy zabić Polaka i uciec.

Wczoraj minister spraw wewnętrznych Brandenburgii Karl-Heinz Schroeter informował, że polski kierowca został zastrzelony przed atakiem. Schroeter podkreślił, że Polak jest ofiarą, a nie zamachowcem.

Właściciel firmy transportowej z Gryfina, do której należała użyta w zamachu w Berlinie ciężarówka, zidentyfikował ciało swojego pracownika i kuzyna. Jak mówił nam już wczoraj Ariel Żurawski, widać, że kierowca stawiał opór. Na zdjęciu była sama twarz mojego kuzyna. Były widoczne rany kłute. Było widać, że walczył. Twarz była cała opuchnięta, zakrwawiona. O tym ranach postrzałowych dowiedziałem się od policji - nie dość, że był cały podźgany, to jeszcze zastrzelony - mówił Żurawski.

W poniedziałek o godz. 14 po raz ostatni kierowcę zarejestrowały kamery monitoringu w barze, niedaleko miejsca gdzie oczekiwał na rozładunek tira. Mężczyzna o godz. 15 rozmawiał jeszcze z żoną. O 15:45 nadajnik GPS zarejestrował podejrzane ruchy samochodu. Samochód był odpalany, gaszony, jechał do przodu, do tyłu - tak, jakby ktoś, kto kierował tym samochodem, uczył się jeździć. Później do 19:40 nie było żadnych ruchów. Samochód cały czas stał w tym samym miejscu, a o 19 z minutami ruszył. I dojechał - dodawał wczoraj Żurawski.

W poniedziałek wieczorem, zanim ujawniono informację o tym, że w ciężarówce znaleziono ciało Polaka, Żurawski mówił w rozmowie z RMF FM, iż jego pracownik wracał z Włoch. Czekał do jutra, bo mieli go w Berlinie rozładować. Mówił, że to była dziwna dzielnica, bo sami muzułmanie - mówił Żurawski.

Zamachowiec nadal na wolności, do ataku przyznało się ISIS

Sprawca poniedziałkowego zamachu na berlińskim targu bożonarodzeniowym wciąż pozostaje na wolności.Pakistańczyk, zatrzymany przez policję tuż po ataku, został wczoraj wypuszczony. Wieczorem do zamachu przyznało się Państwo Islamskie.

Związana z dżihadystami agencja prasowa Amak poinformowała wczoraj, że Państwo Islamskie przyznało się do zamachu w Berlinie. Żołnierz Państwa Islamskiego przeprowadził operację w Berlinie w odpowiedzi na wezwania do ataków na obywateli krajów międzynarodowej koalicji walczącej z ISIS - głosi oświadczenie propagandowej agencji.

Amerykańskie centrum monitoringu działalności dżihadystów w internecie SITE poinformowało na Twitterze, że to trzeci zamach z użyciem samochodu, do którego ISIS przyznało się za pośrednictwem agencji Amak w minionych miesiącach. Dwa wcześniejsze to zamach w Nicei, kiedy ciężarówka wjechała w tłum świętujący 14 lipca, zabijając ponad 80 osób, oraz przeprowadzony pod koniec listopada atak w kampusie uniwersyteckim w Columbus w Ohio. Tam pochodzący z Somalii student staranował ludzi samochodem i ranił ich nożem rzeźnickim. 11 osób zostało wówczas rannych.

SITE zwraca też uwagę, że po raz pierwszy IS wzięło na siebie odpowiedzialność za zamach, którego sprawca żyje w chwili publikacji takiego oświadczenia.

Pakistańczyk zatrzymany po zamachu wyszedł na wolność

Wczoraj szef MSW Niemiec Thomas de Maiziere powiedział w telewizji ZDF, że Pakistańczyk podejrzany o dokonanie zamachu w Berlinie wyszedł na wolność z powodu braku dowodów.

Rzeczywiście, nie można wykluczyć, że sprawca zbiegł - powiedział de Maiziere dziennikarzom ZDF. Dlatego kontynuujemy śledztwo na pełnych obrotach. (...) Mamy punkty zaczepienia do pościgu. Nie tracę optymizmu co do postępów śledztwa - mówił szef resortu spraw wewnętrznych. Pozwólmy śledczym pracować - dodał polityk CDU.

De Maiziere powiedział, że wydarzenie w Berlinie było z pewnością "zamachem", zastrzegł jednak, że nie ma dowodów na islamsko-terrorystyczne podłoże tej zbrodni.

Prokurator generalny Niemiec Peter Frank sugerował już wcześniej, że zatrzymany obywatel Pakistanu podejrzany o skierowanie ciężarówki w tłum na jarmarku świątecznym w Berlinie może nie być sprawcą zamachu.

Nie wiemy ostatecznie, czy sprawca był jeden, czy było ich kilku. Nie wiemy też z ostateczną pewnością, czy on lub ona mieli wspólników. Badania nie zostały ostatecznie zakończone - powiedział Frank dziennikarzom w Berlinie.

Musimy być może oswoić się z myślą, że zatrzymany wczoraj wieczorem jako podejrzany obywatel Pakistanu ewentualnie nie był sprawcą lub nie należał do grupy sprawców - podkreślił prokurator.

Śledczy przyjmują, że zajście było zamachem o podłożu terrorystycznym - powiedział Frank.

(mpw)