W kopalni "Bielszowice" w Rudzie Śląskiej próbowano ukryć wypadek, do którego doszło w niedzielę, czyli dzień przed tragedią, kiedy to rannych zostało kilkunastu górników. Informacje te oficjalnie potwierdziła prokuratura.

W niedzielę ranny został tam co najmniej jeden górnik, a wypadek wydarzył się prawie w tym samym miejscu, co 24 godziny później. I wówczas też zapalił się metan. W specjalnej notatce napisano, że jeden z górników oparzył się gorąca wodą. Taką wersję przedstawiciele kopalni podawali jeszcze wczoraj.

Dziś – w trzecim dniu prokuratorskiego śledztwa – wiadomo, ze to nieprawda. Nieprawdziwe jest to, co napisano w dokumencie, który mamy zabezpieczony, iż poparzenie nastąpiło w wyniku oblania gorącą wodą. Co się zatem stało? Oparzenie nastąpiło w wyniku zapalenia się metanu - mówi prokurator okręgowy w Gliwicach Jan Maniara.

O zapaleniu się metanu kopalnia ma obowiązek natychmiast informować najbliższy urząd górniczy. Nie zrobiono tego. Tego nie uczyniono. To mamy ustalone - mówi prokurator Maniara. W niedzielę, kiedy doszło do pierwszego wypadku, w tym miejscu prowadzono wydobycia. W poniedziałek, gdy pojawił się tam dużo większa grupa górników, metan zapalił się ponownie. Skutki są tragiczne. Bez ofiar – na szczęście – było wczoraj, kiedy metan zapalił się po raz trzeci.

W kopalni "Bielszowice" ciągle trwa akcja gaszenia pożaru. Bierze w niej udział kilka zastępów ratowniczych, które kilkaset metrów pod ziemią budują specjalne tamy zaporowe. Jednocześnie od dziś policyjni psychologowie zaczęli pomagać rodzinom i ofiarom wypadku. Stan trzynastu poparzonych górników nadal jest poważny.

Wczoraj w kopalni oficjalnie zaczęła pracować specjalna komisja, która powinna wyjaśnić przyczyny już nie jednego, a raczej całej serii wypadków w rudzkiej kopalni "Bielszowice".

Posłuchaj też relacji reportera RMF, Marcina Buczka:

Foto: Marek Adamik, RMF Katowice

06:50