Airbus A320 Jordańskich Królewskich Linii Lotniczych zdołał powrócić w nocy z środy na czwartek na lotnisko w stolicy Jordanii Ammanie po nieudanej próbie porwania. Porywacz zginął, 15 pasażerów zostało rannych.

Szczegóły zamachu nie zostały jeszcze do końca wyjaśnione. Podejrzewa się, że oprócz zastrzelonego przez pracownika ochrony napastnika, w porwanie mogli być zamieszani trzej inni pasażerowie Airbusa.

Według relacji kapitana samolotu Jihada Rashada, porywacz wtargnął w 10 minut po starcie do kabiny pilotów, grożąc pistoletem i granatem. Doszło do walki z pracownikami ochrony, podczas której porywacz zdetonował granat, raniąc 15 pasażerów, w tym ciężko małą dziewczynkę. Nie doszło jednak do poważnych uszkodzeń maszyny i samolot, lecący pierwotnie do stolicy Syrii Damaszku, ostatecznie szczęśliwie wylądował na lotnisku w Ammanie. Powiadomione drogą radiową służby bezpieczeństwa wkroczyły na pokład samolotu, aresztując trzech obywateli syryjskich, podejrzanych o współdziałanie z zabitym.

Jordańskie służby bezpieczeństwa podały, że zastrzelonym porywaczem był także Syryjczyk - Mahmoud Rizk Deeb. Podejrzewają, że zamachowiec, który był wcześniej więziony w Syrii za drobne przestępstwa, chciał uprowadzić samolot do jednego z krajów zachodnioeuropejskich, najprawdopodobniej do Niemiec, by tam wystąpić o azyl. Porwanie rzekomo nie miało podłoża politycznego.

03:30