Wieczorny mecz Wisły z Legią w naszej piłkarskiej mizerii przynajmniej teoretycznie stanowić ma widowisko z innej bajki. Czy ligowa szarzyzna choć na chwilę ustąpi pola piłkarskiej fantazji?

Sezon mamy dość dziwny. I nie chodzi jedynie o brak jakichkolwiek emocji związanych z europejskimi pucharami. Ligowi potentaci łatwo nie mają. Wisła przyjmuje gości w Sosnowcu, w Lechu porzucono już nadzieje na rychły powrót na Bułgarską i na razie chcąc nie chcąc Kolejorz gra we Wronach. Legia co prawda gra na własnym obiekcie, ale jest to na razie raczej plac budowy niż stadion. Zresztą cały galimatias pod tytułem „Kibicowanie na Legii” mógłby już posłużyć za ciekawy materiał do pracy magisterskiej przyszłego socjologa, a może jakieś bardziej medycznej specjalności…Przemilczymy to…

…i skupmy się na piłce, bo przecież to wydarzenia z boiska a nie z trybun powinny determinować kibicowską dyskusję. Mecz Wisły z Legią kończy jesienne hity ekstraklasy – za takie uznaję potyczki pomiędzy dwoma wspomnianymi zespołami i Lechem, bo co by nie mówić to na razie trzy najlepsze polskie drużyny (choć oczywiście nie chcę tu deprecjonować świetnej w tym sezonie gry choćby Ruchu).

W Krakowie cieszą się zapewne z powrotu po kontuzjach Piotra Brożka i Mariusza Pawełka, choć akurat golkiper Białej Gwiazdy może równie dobrze swój zespół uratować co pogrążyć. Maciej Skorża nie skorzysta z kontuzjowanych Głowackiego i Sobolewskiego, a to z całą pewnością strata i dla Wisły i dla widowiska. W Legii tradycyjnie na L4 przebywają gracze ofensywni. Oprócz Grzelaka, który na boisku pojawia incydentalnie, by po nawet niezłym meczu znowu udać się na leczenie, zabraknie także skutecznego ostatnio Marcina Mięciela. Do meczowej „18” wraca co prawda Takesure Chinyama, ale w tym sezonie gra poniżej oczekiwań i też więcej czasu spędza na rekonwalescencji niż na placu gry. Zatem Legia bez napadu, Wisła z przemeblowaną obroną (dwóch graczy po kontuzji, plus brak Głowackiego). Z drugiej strony na przeciwko siebie staną: najlepsza ligowa defensywa (ta z Warszawy) i najelpszy ligowy ofens (ten krakowski). I choć liczba sfrustrowanych nędznym często poziomej ligowej kopanej systematycznie się zwiększa, co zauważam choćby podczas częstych futbolowych rozmów ze znajomymi, to i tak piątkowy wieczór trochę osób zasiądzie przed telewizorem lub komputerem. Bo po pierwsze zawsze fajnie pokonać Legię-Wisłę (niepotrzebne skreślić) a po drugie jeśli jakiś mecz ma nam dać choć cień nadziei na lepszą piłkarską przyszłość to chyba właśnie taki jak ten. I tego się trzymajmy, przynajmniej do ostatniego gwizdka, czyli okolic godziny 22. No a potem już będzie wiadomo, był hit czy kit, a jeśli kit, to czy na remis, czy może jednak ktoś wygrał, bo chyba najpaskudniejsza bramka będzie lepsza od nudnego 0-0.

A jak rozkłada się siła obu drużyn w poszczególnych formacjach. Tu takżdy kibic będzie miał własne zdanie. Przedstawię zatem i swoje:

Bramkarze - przewaga Legii

Obrona - Legia lepsza

Pomoc - chyba Wisła, gdyby grał Sobolewski nie miałbym watpliwości

Atak - przewaga Wisły

Cele obu drużyn - identyczne, wygrana. Posłuchajcie Macieja Skorży

A prawda jest taka, że to Wisła może do meczu podejść "na spokojnie". Z nożem na gardle gra Legia i trener Jan Urban. Porażka może oznaczać koniec trenerskiej przygody ze stolicą. Oto, co na ten temat mówi szkoleniowiec Wojskowych

Dla przypomnienia: We Wronach po niezłym meczu Lech ograł Wisłę 1 do 0, a w Warszawie Legia pokonała Kolejarza 2 do 0. A prawda jest taka i nie będzie to żadne epokowe odkrycie, że te piłkarskie hity i tak nie decydują o mistrzostwie. Bo o tytule decydują mecze w Wodzisławiu, Białymstoku czy Gliwicach. Kto tam się nie potknie może walczyć o tytuł nawet jeśli przegra prestiżowe pojedynki z mocarzami naszej ligi…