„Zawsze faworytów jest wielu, ale myślę, że nasi zawodnicy skaczą naprawdę bardzo dobrze i są przygotowani do tego sezonu, który jest się rozpoczyna. Prolog jest tutaj w Wiśle, więc mam nadzieję, że tymi faworytami będziemy my”- tak na pytanie o to, kto jest faworytem w tym sezonie Pucharu Świata w skokach narciarskich odpowiedział w Porannej rozmowie w RMF FM Adam Małysz.

Dyrektor koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim podkreślił, że nie można przywiązywać dużej wagi do wyników osiąganych przez skoczków w pierwszych konkursach sezonu. To jest takie trochę przetarcie i zobaczenie w jakiej dyspozycji są inne grupy. Każdy mocno się koncentruje, ale też nie przykłada do tego w stu procentach takiej wagi, jeśli coś nie wyjdzie - podkreślił.

Robert Mazurek pytał też swojego gościa o to, czy nie korci go, żeby zostać trenerem reprezentacji Polski: Na razie nie, spełniam się w swojej funkcji, ale jak tylko coś widzę, to podpowiadam - powiedział legendarny skoczek i dodał: Śmieje się, że musiałabym się zdegradować, bo teraz jestem nad trenerem


Robert Mazurek: Jak to jest stać pod skocznią swojego imienia, patrzeć na coś takiego?

Adam Małysz: Jeszcze do niedawna było to dla mnie dziwne i śmieszne. Coraz bardziej się do tego przyzwyczajam. To zaszczyt, że człowiek ma pomnik już za życia. Były różne propozycje, ale wybrałem skocznię ze względu na to, że skoki uprawiałem od lat i jeśli coś ma być mojego imienia, to niech to będzie skocznia.

Niech to jest skocznia, a teraz niech pańscy następcy skaczą na niej jak najdalej. Dzisiaj kwalifikacje, jutro konkurs drużynowy a w niedzielę indywidualny. Rusza Puchar Świata w skokach narciarskich. Samo rodzi się pytanie: kto jest faworytem?

Zawsze faworytów jest wielu, ale myślę, że nasi zawodnicy skaczą naprawdę bardzo dobrze i są przygotowani do tego sezonu, który się rozpoczyna i jego prolog jest tutaj w Wiśle. Mam nadzieję, że tymi faworytami będziemy my.

W zeszłym roku wygrał, dosyć nieoczekiwanie, Ryōyū Kobayashi, drugi był Stefan Kraft. Ale rzeczywiście miejsce trzecie, czwarte i piąte to byli Polacy. Niby bardzo dobrze, ale chyba czegoś zabrakło?

To jest początek, więc do końca nie ma co się przywiązywać do wyników z pierwszych konkursów, czy to jest Wisła, czy Kuusamo. To jest przetarcie i zobaczenie w jakiej dyspozycji są inne grupy. Dlatego każdy się koncentruje, ale tez nie przykłada w 100 proc. takiej wagi, jeśli tutaj coś nie wyszło.

U pana było różnie, bo potrafił pan wygrywać, ale potrafił też być dość daleko w pierwszych konkurach. Od czego to zależy właściwie? Od formy, od szczęścia?

Myślę, że od przygotowania przede wszystkim, od tego, jak to przygotowanie przebiegło w lecie. Rozpoczyna się na wiosnę, z dosyć mocnym przytupem. Później jest lekkie odpuszczenie, bo jest letnie grand prix i jesienne przygotowanie znów jest mocne. Jeśli zdążysz się zregenerować do tych pierwszych startów, to jest wszystko ok. Ale jeśli nie było dobrej regeneracji, to potrzebujesz więcej czasu, żeby wstrzelić się później w zawody. Sezon jest bardzo długi, trwa do końca marca. Trzeba wziąć również pod uwagę, że trzeba rozłożyć siły na cały sezon.

Zobaczymy, jak naszym z tym pójdzie. Panie Adamie, jak patrzę na listę naszych reprezentantów, to jedno, co się rzuca w oczy, to ich wiek. Nie chciałbym rzecz jasna nikomu tego wypominać, ale niemal wszyscy, oprócz Macieja Kota, są po 30. Dawid Kubacki ma 29 lat, ale w marcu skończy 30. A reszta już po. Czy to nie jest tak, że młodzi gonią, tylko w Polsce ich jakoś niewielu?

Myślę, że większy problem mamy w tym wieku średnim, kiedy zawodnik z wieku juniora przechodzi w wiek seniora. Jak zobaczymy na listę startową, też mamy paru juniorów, ale cały czas brakuje nam seniorów, tych młodych seniorów. Myślę, że wiek w sporcie, ogólnie w sporcie, się bardzo przesunął. Są zawodnicy, którzy skaczą po 40, jak Noriaki Kasai, jest Simon Ammann, który też już nie jest młody. Myślę, że z ta ekipą, która mamy jeszcze spokojnie możemy, nie do tej, która jest przed nami w Chinach, ale do kolejnej olimpiady uderzyć.

To piękna perspektywa. Nowym trenerem polskich skoczków jest Michal Dolezal. Czy on jest podobny do swojego poprzednika Stefana Horngachera? Był jego asystentem więc kadrę zna. Czym się różnią?

Pod kątem treningu i wyszkolenia jest bardzo podobny. On robi bardzo dużo rzeczy, które robił Stefan i kontynuuje to. Dodał też swoje elementy, które gdy był asystentem, to ciężko mu było je narzucać. Teraz wprowadził pewne elementy, które myślał, że będą dobre i wydaje mi się, że były dobre. Jeśli chodzi o charakter są zupełnie inni.

A pana nie korci, żeby zostać trenerem?

Na razie nie, spełniam się w swojej funkcji, ale jak tylko gdzieś mogę i coś widzę, to podpowiadam. Ja bym się śmiał, że musiałbym się zdegradować, bo teraz jestem nad trenerem.

Podpowiedział pan nowe buty, znalazł pan producenta. Czy one rzeczywiście są tak ważne, czy one mają pomóc polskim skoczkom aż tak bardzo, że to będzie jakaś znacząca różnica w skokach?

Myślę, że w skokach może nie, ale na pewno w komforcie, dlatego że do tej pory była tylko jedna firma i oni są monopolistami na cały rynek skoków narciarskich, więc, żeby zamówić buty, to trzeba z półrocznym wyprzedzeniem i zamówić przynajmniej 2-3 pary, bo tyle zużywa się w ciągu jednego sezonu. To był odwieczny problem i celem było znaleźć firmę, która u nas będzie to robić i nie będziemy mieć z tym problemu.

Tak, to jest polska tajemnicza broń wynaleziona przez Adama Małysza - buty.

Ja nie wiem, czy taka... Tajemnicza to może tak.

Panie Adamie, pan jest dyrektorem sportowym również od kombinacji norweskiej. Przypomnijmy, że kombinacja polega na tym, że się skacze i biega naraz. My nie jesteśmy w kombinacji norweskiej zbyt mocni, ale w kombinacji - owszem, nie najgorzej sobie radzimy, może trzeba byłoby poprosić kilku ekspertów z Wiejskiej o pomoc w kombinowaniu?

Z jednej strony może tak, ale z drugiej strony już są za starzy. Większość z nich chyba nie miała nic wspólnego z nartami -  przede wszystkim skokowymi, a to trzeba mieć ok. dziesięciu, jedenastu lat maksymalnie, żeby zacząć.

Ja tam bym ich wszystkich rzeczywiście postawił na skoczni. Niech sobie radzą, jak tacy dobrzy.

Powiem szczerze, że każdy może raz spróbować, ale jak się to skończy, to nie wiadomo. 

Pytanie od eksperta. Prof. Zdzisław Krasnodębski, eurodeputowany, jest fanem skoków i on pyta na czym polegają kłopoty z najazdem? Sam ma inne skojarzenia - twierdzi, że my mieliśmy bardzo dobry najazd w 2015, ale teraz mamy kłopot. Mówił o PiS-ie. Ale na czym rzeczywiście polegają kłopoty z najazdem?

To jest trudne pytanie, naprawdę. Zazwyczaj jest tak, jak jest źle najazd przygotowany lub zawodnik przyjmie złą pozycję, czyli coś mu przeszkadza i później nie może się odbić z progu. Wtedy mówimy, że to jest kłopot z najazdem.

No właśnie, ale dlaczego? Niby wydawałoby się, że tam są tory, każdy jedzie tą samą drogą, ma tak samo dobrze posmarowane narty. Co to jest? Jakaś magia?

Zazwyczaj jak nie jest się w formie, czyli nie ma stabilności. Bo jak się ma stabilność, jest się w formie, to za każdym razem przyjmuje się taką samą pozycję na rozbiegu. Ale jeśli nie ma stabilności, to dochodzą różne elementy, które przeszkadzają. Raz się jedzie tak, raz wyżej, raz niżej, raz gdzieś na jednej nodze, na drugiej. I to powoduje, że nie da się odbić z progu poprawnie. 

Czy rajdy samochodowe to dla pana zamknięty rozdział?

Nigdy nie jest zamknięty. Ja jestem wielkim fanem. Rajdy są tak potwornie drogie, że brakuje na to finansów, więc poszedłem w coś innego, co mnie też cieszy. Ale cały czas rajdówka, treningówka stoi w garażu.

Właśnie, czym pan jeździ, jeśli to nie tajemnica?

Teraz jestem ambasadorem Mercedesa.

Ambasador Mercedesa Adam Małysz jest...właściwie już był państwa i moim gościem. Ostatnie zupełnie pytanie. Kto wygra dzisiaj?

Kto wygra dzisiaj? Najlepszy!

Dzisiaj będą kwalifikację. Dobrze, kto wygra w niedzielę? 

W niedzielę wygra najlepszy - ten, który będzie w niedzielę najlepszy.

Czyli niekoniecznie dzisiaj. No dobrze, trzymamy kciuki za naszych.