Młody mieszkaniec Warszawy był sprawcą dwóch brutalnych zabójstw w lipcu w Toruniu. Łukasz P. zasztyletował kolejowego strażnika, później zastrzelił przypadkowo napotkanego mężczyznę. Dwa dni później popełnił samobójstwo.

Do wydarzenia, które wstrząsnęło mieszkańcami Torunia doszło wieczorem 4 lipca. Najpierw 21-letni Łukasz P. zaatakował nożem funkcjonariusza straży ochrony kolei uczestniczącego w obławie na złodziei w pobliżu toruńskiego dworca. Napastnik zasztyletował ofiarę i uciekł z odebranym sokiście pistoletem.

Na pobliskim osiedlu zastrzelił Henryka P., emerytowanego oficera, który właśnie mył w garażu swój samochód. Zabójca nie zdołał jednak uruchomić pojazdu swej kolejnej ofiary i dalej uciekł pieszo. Policyjna obława i blokady dróg nie

przyniosły efektów.

Intensywne śledztwo trwało 100 dni. W pobliżu miejsca zbrodni odnaleziono rzeczy należące do mordercy: czapkę, plecak, przybory do pisania i bluzę, która miała decydujące znaczenie w identyfikacji Łukasza P.

Ustaliliśmy, że do Polski trafiły tylko 353 sztuki takich bluz i rozdano je cztery lata temu podczas promocji jednego z samochodów osobowych. Dotarliśmy do wszystkich obdarowanych - tylko jeden nie mógł nam jej pokazać. Był to ojciec Łukasza P., który przyznał, że bluzę oddał synowi - powiedział podinspektor Mirosław Borkowicz z toruńskiej policji.

Domniemany zabójca wówczas już nie żył - dwa dni po zbrodni popełnił samobójstwo, skacząc z dachu warszawskiego wieżowca. Specjalistyczne badania mikrośladów zebranych w Toruniu pozwoliły jednoznacznie potwierdzić jego udział w tragedii.

Sprawca nikogo nie poinformował o swoim czynie i motywy jego działania ustalono wyłącznie na podstawie portretu psychologicznego i opinii zebranych w środowisku. Nie był nigdy notowany przez policję i pochodził z dobrze sytuowanej i wykształconej rodziny. Ustalono, że 21-latek chciał sprawdzić się w roli mordercy. Niestety, swój zamiar zrealizował.

12:00