Złoty mocno traci na wartości. Analitycy piszą czarne scenariusze - w ciągu kilku tygodni za franka szwajcarskiego możemy zapłacić nawet 2,80 zł, dolar będzie kosztował 3 złote, a euro zbliży się do granicy czterech złotych. Dla kredytobiorców to bardzo złe wiadomości. Jeśli światowy kryzys finansowy nie wyhamuje, raty pożyczek mogą wzrosnąć nawet o kilkaset złotych.

Złoty jest najsłabszy od ponad półtora roku względem głównych walut świata. Przyczyny osłabienia pozostają te same, czyli obawy, że kłopoty Węgier, którym w ubiegłym tygodniu agencja ratingowa Fitch obniżyła perspektywę ratingu, przeleją się na Polski rynek. Złotemu nie sprzyja także spadający euro-dolar.

Kiedy wartość złotówki obniżyła się gwałtownie dwa tygodnie temu, pojawiły się głosy, że polska waluta padła ofiarą amerykańskich funduszy spekulacyjnych. Narodowy Bank Polski ograniczył się wówczas do krótkiego oświadczenia, rozpoczynającego się od słów: Obserwowane osłabienie złotego nie znajdowało podstaw w fundamentach polskiej gospodarki. Dzisiaj prezes NBP, używając podobnego urzędniczego żargonu, oświadczył, że obecne zmiany na rynku walutowym nie mają uzasadnienia fundamentalnego. Nietrudno wysnuć stąd wniosek, że polski bank centralny ani myśli o interwencji i obronie waluty narodowej.

Niekorzystny dla złotówki rozwój wydarzeń przewidują ekonomiści. W kontekście bardzo słabych nastrojów utrzymujących się na światowych rynkach akcji i gwałtownie umacniającego się dolara w relacji do euro złoty pozostaje pod presją na osłabienie. Dzisiejsza sesja może przynieść kontynuację ruchu kursu EUR/PLN w górę w kierunku poziomu 3.75 - napisali analitycy Banku BPH.

Zdaniem ekspertów sytuację złotego ustabilizowałoby przyjęcie przez rząd harmonogramu wejścia Polski do strefy euro. Wiceminister finansów Katarzyna Zajdel-Kurowska poinformowała, że rząd zajmie się tym we wtorek. Wcześniej premier Donald Tusk zapowiedział w Szanghaju, że w przyszłym tygodniu przygotowana będzie agenda wprowadzania w Polsce euro.