Barack Obama szykuje zamach na jeden z symboli życia w Stanach Zjednoczonych na paliwożerne samochody. Prezydent ogłosi dzisiaj nowe normy ekologiczne, które branża motoryzacyjna będzie musiała spełnić do 2016 roku. Średnie zużycie paliwa ma spaść do nieco ponad sześciu i pół litra na sto kilometrów.

Producenci szacują, że nowe auto będzie mniej więcej o 1300 dolarów droższe niż do tej pory, ale ten wydatek mają kierowcom zrekompensować oszczędności na stacjach benzynowych. Zgodnie z planami administracji, samochody będą za kilka lat o jedną trzecią bardziej ekonomiczne i ekologiczne. Ten ostatni argument obrazowany jest bardzo sugestywnym porównaniem, że wpływ nowych przepisów na środowisko będzie taki sam, jak gdyby z amerykańskich dróg zniknęło nagle 177 milionów samochodów.

Dla Waszyngtonu ważny jest jeszcze jeden aspekt tych zmian – drastyczne ograniczenie zużycia ropy naftowej, a przez to większa niezależność od krajów, które ropę wydobywają. W tej chwili, żeby zachwiać amerykańską potęgą nie trzeba mieć wielkiej armii. Wystarczyłoby zakręcenie kurków z ropą przez kilka krajów.