O próbę zamachu stanu oskarżył opozycję chorwacki prezydent Stipe Mesić. Miało to nastąpić podczas jego wizyty w Splicie - bastionie prawicy. Na początku maja, znany z lewicowych poglądów Mesić został tam wygwizdany przez nacjonalistów, weteranów wojny z Serbami oraz przez część żołnierzy.

Jak powiedział prezydent w wywiadzie dla lokalnego tygodnika "Feral Tribune", jemu samemu też puściły nerwy i nazwał protestujących "faszystami". Zdaniem Mesicia, to co wydarzyło się w Splicie, to ściśle zaplanowany scenariusz prowadzący do puczu. Za zamachem stanu, według prezydenta, stoi konserwatywna Chorwacka Wspólnota Demokratyczna. Sprawowała ona władzę w latach 90. Jednak w styczniu ubiegłego roku przegrała wybory na rzecz lewicy. Stipe Mesić jest bardzo niepopularny w środowiskach prawicowych. Oskarżają go one o zdradę stanu, jaką - ich zdaniem - było odwołanie z funkcji skłóconych z prezydentem generałów - bohaterów wojny obronnej przeciwko Serbom, zgoda na współpracę z ONZ-owskim trybunałem do spraw byłej Jugosławii oraz publiczne odcinanie się od autonomistycznych żądań Chorwatów z Bośni i Hercegowiny. Wywiad z Mesiciem ukazał się w nieprzypadkowym momencie. Wczoraj w Chorwacji odbywały się wybory lokalne, które mają być testem popularności dla lewicowej koalicji rządzącej.

00:35