W nowej wojnie handlowej ze Stanami Zjednoczonymi Polska będzie stała ramię w ramię z resztą Unii Europejskiej. Nie będziemy się wyłamywać i próbować samodzielnie dogadywać z Waszyngtonem - dowiedział się reporter RMF FM. Po południu w Brukseli rusza szczyt unijnych przywódców. Jednym z tematów będzie wypracowanie unijnej odpowiedzi na wprowadzone przez USA cła na import stali i aluminium.

Unia Europejska ma wysłać do Waszyngtonu jasny sygnał, że jest gotowa na stanowczą odpowiedź w sprawie ceł. Bruksela ma przypomnieć, że na wojnach handlowych każdy traci.

Nieoficjalnie wiemy, że każdy unijny kraj - w tym Polska - został poproszony o przygotowanie listy amerykańskich produktów, które w ramach odwetu moglibyśmy obłożyć wyższymi cłami. U nas to na przykład produkty chemiczne.

Lista tych towarów jest niejawna, choć pojawiają się przecieki. W najbliższych dniach do Waszyngtonu ma ją zawieźć unijna delegacja i przekonywać Amerykanów, by zrezygnowali z gospodarczej agresji. Mamy nadzieję, że ostatecznie wynik tych rozmów będzie pozytywny - mówi koordynująca z naszej strony te negocjacje minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz.

Polska może dużo stracić na ewentualnej wojnie handlowej Europy z Stanami Zjednoczonymi. To jest ogromna destrukcja dla krajów, których głównym modelem rozwojowym jest eksport, a takim krajem jest Polska - mówi wiceminister finansów Leszek Skiba.

Bezpośrednio stracimy niewiele, bo nie eksportujemy do Stanów Zjednoczonych zbyt wiele stali. Jeżeli chodzi o aluminium, to jak szacuje rząd, trafia tam  3-4 procent naszego eksportu tego surowca.

Problem jednak w tym, że gospodarka to system naczyń połączonych. Polska produkuje dużo podzespołów do produkcji aut. One trafiają do niemieckich fabryk samochodów, które według ekspertów najmocniej mogą ucierpieć na amerykańskich cłach - a więc my też na tym stracimy.

(mpw)