Około 250 Banków Spółdzielczych z Polski południowej utworzyło dziś Bank Polskiej Spółdzielczości. Ten nowy twór ma dać nowe możliwości i oszczędności, jednak zdaniem wielu specjalistów oznacza katastrofę dla małych placówek jakimi zwykle są banki spółdzielcze. Kto ma racje? Ci, którzy boją się o pracę, klientów i zachowanie unikalnej struktury bankowej spółdzielczości, czy szukający "nowych dróg"?

250 banków to z pewnością potęga, ale i jej właśnie Banki Spółdzielcze się boją. Do tej pory kondycja wielu z nich była bardzo dobra. W tych właśnie małych lokalnych, bankach rolnicy, rzemieślnicy, czy małe firmy mogły liczyć na pomoc. Teraz pojawia się widmo komercyjności, czyli zrezygnowania na przykład z częściowo dofinansowywanych przez państwo kredytów. Spółdzielcy sądzą, że pozbawi się ich wszelkiej samodzielności, a w efekcie placówek. Dotychczasowy szef Małopolskiego Banku Regionalnego Stanisław Osak widzi sprawę nieco inaczej. Jego zdaniem wspólna struktura to oszczędności i szansa na przyszłość: „Banki spółdzielcze jako właściciele tych zrzeszeń decydują, współdecydują o kierunku tych fuzji” – uważa Stanisław Osak.

Z informacji naszego reportera wynika, że szykują się także inne połączenia i przejęcia w sektorze banków spółdzielczych. Planuje się na przykład połączenie banków zrzeszonych w Banku Unii Gospodarczej oraz placówek zrzeszonych na Warmii i Mazurach. Najniebezpieczniejsze - zdaniem spółdzielców - jest jednak to, że wraz z fuzjami przejmowane będą aktywa poszczególnych Banków Spółdzielczych, a od tego już tylko krok do likwidacji - ostrzegają bankowcy

16:30