Nie będzie w środę protestu podwykonawców firmy Astaldi i blokady dróg. Firmy, które pracowały na trasie kolejowej nr 7 Warszawa-Lublin, odkładają decyzję o proteście do poniedziałku. Takie rozstrzygnięcie zapadło podczas spotkania firm, które pracowały dla włoskiego Astaldi i nie dostały pieniędzy.

Podwykonawcy włoskiego budowlanego giganta odkładają decyzję o proteście, ponieważ PKP PLK, czyli zamawiający, spłaca powoli należności firmy Astaldi.

Kolejne firmy dostają przelewy z kolejowej spółki - nie wszystkie pieniądze, ale jednak. PLK weryfikuje nasze faktury i płaci - także za materiały - usłyszał nasz dziennikarz.

Podwykonawcy chcą dać czas PKP PLK na analizę prawną, do jakiej wysokości mogą spłacić roszczenia podwykonawców. Problem w tym, że umowy Astaldi z podwykonawcami są wyższe niż kontrakt na budowę linii kolejowej. Podwykonawcy chcą dostać pieniądze, na które podpisali umowy z Astaldi, a PKP PLK płacić nie chce więcej niż miało obiecane Astaldi. Stąd czas do poniedziałku.

Na początku ubiegłego tygodnia wyszło na jaw, że firma Astaldi ma kłopoty finansowe. Ministerstwo Infrastruktury potwierdziło, że Astaldi przysłało do PKP PLK informację o wygaśnięciu umowy.

Firma Astaldi od czerwca nie płaci podwykonawcom, a zaległości sięgają blisko 40 mln złotych.

Przedstawiciel Astaldi Francesco Paolo Scaglione informował jednocześnie, że "nie jest prowadzona żadna procedura upadłościowa firmy i nie ma przesłanek, żeby mogło się to wydarzyć w przyszłości". Włoskie media twierdzą tymczasem, że firma znalazła się na skraju bankructwa. 

Astaldi realizuje kilka ważnych inwestycji komunikacyjnych w naszym kraju, w tym budowę linii kolejowych, rozbudowę warszawskiego metra czy drążenie tunelu w ciągu zakopianki.

(j.)