W Słupsku zmarł 46-letni rybak, który podczas połowów zranił się odłamkiem szkła w nogę. Lekarze twierdzą, że do szpitala dostarczono go już w stanie śmierci klinicznej. Marynarka Wojenna, która ratowała mężczyznę uważa, że to nieprawda.

46-letni rybak, pływający w nocy na morzu, zranił się odłamkiem szkła w nogę. Jego koledzy z kutra zawiadomili polskie ratownictwo okrętowe. Na ratunek od razu wyruszył śmigłowiec, ale nie był wstanie podjąć rannego z morza ze względu na szalejący wiatr. Gdy kończyło się paliwo w śmigłowcu, na ratunek wystartował drugi. Ten także miał problemy z wiatrem, ale z pomocą przyszedł łotewski tankowiec, który osłonił polski kuter od wiatru i wówczas drugi śmigłowiec mógł zabrać rannego na pokład. Rybaka przetransportowano do szpitala w Słupsku. Mimo to mężczyzna zmarł. I tu pojawiają się niejasności: lekarze twierdzą, że nie mogli nic zrobić, bo rybaka dostarczono w stanie śmierci klinicznej. Nie zgadzają się z tym ratownicy marynarki wojennej, którzy odpowiadają, że w ręce lekarzy oddali rybaka w stanie poważnym i ciężkim, ale z objawami życia. Nasz słupski reporter rozmawiał z lekarzami, którzy kontynuowali reanimację: „To było krwawienie tętnicze, przecięta tętnica w wyniku jakiegoś tam urazu, do którego doszło na statku” – powiedział doktor Janusz Kosna i podkreślił, że mężczyzna trafił do szpitala zbyt późno: „Dosłownie po kilku minutach działań reanimacyjnych stwierdzono zgon”. Rybak wykrwawił się. W szpitalu nie podano mu nawet krwi bo, jak twierdzą lekarze, nie było szans na uratowanie życia mężczyzny.

Słowom lekarzy zaprzecza Marynarka Wojenna. Podczas przekazywania rybaka załodze karetki na lotnisku koło Słupska, rybak dawał oznaki życia – twierdzi rzecznik Marynarki kapitan Janusz Walczak: „Paramedyczny ratownik, który znajduje się na pokładzie każdego śmigłowca, po udzielaniu pomocy, w takim właśnie stanie przekazał; ciężki ale z oznakami życia.” – powiedział Walczak. Akcja na Bałtyku była bardzo trudna, panowały niesprzyjające warunki atmosferyczne. Pilot helikoptera ryzykował życiem załogi podczas prób podjęcia rybaka z pokładu – dodał rzecznik. Jego słowa potwierdził ratownik biorący udział w akcji ratowniczej. W sumie operacja trwała 3 godziny. Zastanawia natomiast fakt, że od chwili przekazania poszkodowanego karetce do chwili zgonu minęła prawie godzina. Lotnisko jest oddalone od szpitala zaledwie o cztery kilometry. Co działo się w tym czasie?

foto RMF FM

13:30