Pojawiły się nowe fakty w sprawie wczorajszej eksplozji niewypału w Brzezinach. W wybuchu zginął 14-letni chłopiec, a jego brat i trzej koledzy, ciężko ranni trafili do szpitala. Jak ustalił reporter RMF karetka pogotowia zjawiła się na miejscu wybuchu dopiero po 50 minutach.

Krystyna Hoffman ze Stargardu Szczecińskiego, która jako pierwsza udzielała pomocy rannym mówi, że wezwała karetkę dokładnie o 13.20. Jednak pogotowie pojawiło się dopiero o 14.10. Tę wersję potwierdzają także policyjne raporty.

W międzyczasie policjanci dzwonili na pogotowie do oddalonego o zaledwie 15 km Choszczna, by przyspieszyć przyjazd zespołu. Tu chodziło o rejonizację. To miejsce należało do Stargardu, a nie Choszczna i podejrzewam, że o to trwał spór - mówi Krystyna Hoffman.

Tę opinię potwierdza zapis w zeszycie stargardzkiego pogotowia, bo dwukrotnie Choszczno ponaglało karetkę ze Stargardu do przyjazdu na miejsce. Tyle, że Stargard oddalony jest o 40 km o Brzezin...

Kiedy stacje pogotowia spierały się, ranny w brzuch 14-latek tracił coraz więcej krwi. Zmarł w szpitalu w Szczecinie.

Pojawiły się również informacje, że mieszkańcy Brzezin o niezabezpieczonych niewypałach informowali już wcześniej, mieszkającego we wsi policjanta. Ten jednak nie reagował. W sprawie wszczęto już postępowanie wyjaśniające.

Posłuchaj także relacji reportera RMF Piotra Lichoty:

Foto: Piotr Lichota RMF Szczecin

07:45