Zapłacili w terminie za ubezpieczenie, kablówkę, kosmetyki. Po ośmiu latach przychodzi windykator i żąda pieniędzy. Płacą jeszcze raz. To nieetyczne, ale legalne - mówią prawnicy, cytowani przez "Gazetę Wyborczą".

Ludzie się skarżą, że zapłacili, a windykatorzy ich ścigają. Skala jest olbrzymia, telefon nieustannie dzwoni, ludzie piszą e-maile i listy, mam ich kilkadziesiąt w miesiącu. A i tak zgłasza się do nas niewielki odsetek osób - mówi dziennikowi Aleksander Daszewski, radca prawny z Biura Rzecznika Ubezpieczonych.

Jak to możliwe? Coraz więcej firm windykacyjnych zaczyna kupować długi, np. firm ubezpieczeniowych, telekomunikacyjnych, kablówek. Kupują je hurtowo, w pakietach. Za niektóre pakiety indykator płaci grosze - kilka procent ich wartości. To tzw. śmieciowe długi, dawno przeterminowane, sprzed pięciu, ośmiu lat. Ale większość wierzytelności przedawnia się po 2-3 latach. Na dodatek kupujący nie wie, czy dług rzeczywiście jest, czy go nie ma, bo sprzedawca może mieć bałagan w papierach.

Windykator do wszystkich osób, których długi kupił, wysyła "prośbę" o zapłatę. Obiecuje, że daruje odsetki. Starsze osoby często płacą. Chcą mieć święty spokój - opowiada Daszewski.

Jeśli sprawa dotyczy kilkuset złotych, windykator oddaje ją do sądu, wnioskując o nakaz zapłaty. Korzysta przy tym z uproszczonego postępowania. Sąd wydaje nakaz automatycznie - sprawdza tylko, czy według papierów dług istnieje.

Jak się bronić? Prawnicy radzą, by - jeśli otrzymamy taki list - od razu odpisać, że dług jest przedawniony. Podobnie, jeśli dostaniemy nakaz z sądu.

Problem jednak jest, bo Polacy w takich sytuacjach nie chcą wyjaśniać sprawy - zamiast tego unikają kontaktu i nie odbierają poczty.