Po całonocnych rozmowach groźba "goverment shutdown" coraz bardziej realna. Jeżeli republikanie i demokraci nie dojdą do porozumienia w sprawie oszczędności budżetowych wiele instytucji w USA, a przede wszystkim w Waszyngtonie, zostanie sparaliżowanych - informuje korespondent RMF FM w Waszyngtonie Paweł Żuchowski.

Główną kością niezgody są wydatki państwa. Republikański przewodniczący Izby Reprezentantów John Boehner nalega na zmniejszenie ich o 40 miliardów dolarów. Demokraci chcą mniejszych cięć - o 33 miliardy dolarów. Różnica 7 miliardów dolarów wydaje się niewielka, ale obie strony twardo obstają przy swoim. Republikanie początkowo domagali się redukcji wydatków aż o 65 mld dolarów, więc znacznie ustąpiła w stosunku do pierwotnego budżetu przedstawionego przez jej liderów w Kongresie.

Wszyscy wierzą w mądrość polityków. Choć nawet jeżeli dziś dojdzie do porozumienia, to jest zbyt późno, by właściwie uniknąć poważnych kłopotów. Amerykańska prasa donosi, że przynajmniej na kilka dni wiele instytucji zostanie sparaliżowanych.

W Waszyngtonie miejskie służby przestaną wywozić śmieci. Nie będzie działał wydział komunikacji, a to oznacza, że nie będzie można odebrać tablic rejestracyjnych czy zrobić przeglądu technicznego. Pieniędzy nie otrzymają żołnierze. Nawet ci, którzy są w strefach ogarniętych wojną. Zamknięte zostaną parki narodowe. W Nowym Jorku nie będzie można wjechać na Statuę Wolności. Amerykanie nie otrzymają zwrotu podatku. Kłopoty mogą mieć też Polacy starający się o wizę. Nieoficjalnie wiadomo, że proces ich przyznawania może się wydłużyć.