Sektor bankowy nadal pełen jest niepewności i obaw. Jeszcze wczoraj prezes holenderskiego banku centralnego Klaas Knot mówił, że europejskie banki są w dobrej kondycji, w dużo lepszej sytuacji niż podczas kryzysu z 2008 roku. Dzisiaj rzeczywistość zdaje się przeczyć tym słowom. Spadają akcje Deutsche Banku. Problemy ma także UBS Group. Marek Zuber zapewnia jednak, że polskie banki nie są zagrożone. "Nie ma sensu wyciągania pieniędzy z depozytów, zrywania lokat. Pamiętajmy też o tym, że mamy Bankowy Fundusz Gwarancyjny, który zabezpiecza nam środki do wysokości 100 tysięcy euro w każdym banku"- mówił w Radiu RMF24 ekonomista, analityk rynków finansowych Akademii WSB.

Akcje Deutsche Bank w ostatnim czasie straciły na wartości o prawie 10 proc. W ślad za nim traciły inne europejskie banki, również w Polsce. Zdaniem Marka Zubera, Polacy nie powinni się tą sytuacją denerwować pod warunkiem, że ich pieniądze deponowane są w polskich bankach. To znaczy - działających w Polsce, mających licencję bankową albo działających na bazie licencji zewnętrznej, ale pod kontrolą Komisji Nadzoru Finansowego.

Polskie banki nie są zagrożone. Nie ma sensu wyciągania pieniędzy z depozytów, zrywania lokat. Pamiętajmy też o tym, że mamy Bankowy Fundusz Gwarancyjny, który zabezpiecza nam środki do wysokości 100 tysięcy euro w każdym banku - tłumaczył ekonomista w internetowym Radiu RMF24. Co ważne, należy pamiętać, że gwarancja obowiązuje do 100 tys. euro w każdym banku. Nie jest tak, że jeśli zsumujemy wszystkie depozyty i ich kwota wyniesie ponad 100 tys. euro, to gwarancja nie będzie nas dotyczyć.

Sillicon Valley Bank, Credit Suisse, Deutsche Bank - różne sytuacje

Analityk rynków finansowych Akademii WSB zgodził się też z oceną szefa holenderskiego banku centralnego dotyczącą systemu bankowego. Zuber uważa, że jest dużo lepiej, niż było w 2008 roku, bo mniej więcej wiemy, co się dzieje. Jeżeli możemy mówić o takich problemach strukturalnych, to one wynikają z tego, że walczymy z inflacją. Jak walczymy z inflacją, to podnosimy stopy procentowe. Gdy tak się dzieje, to tanieją obligacje, które są bardzo często kupowane przez banki, szczególnie te skarbowe, bo to są generalnie bezpieczne papiery. Stąd oczywiście na wycenach wartość tych aktywów jest mniejsza. Problem zaczyna się dopiero wtedy, kiedy banki musiałyby sprzedawać te obligacje. To jest przykład Silicon Valley Bank - wyjaśnia Zuber. Amerykański bank upadł, bo musiał sprzedać posiadane obligacje. Były to konieczne, ponieważ klienci, którymi były głównie firmy z Doliny Krzemowej, w trudnej sytuacji rynkowej potrzebowały pieniędzy. Sprzedaż obligacji oznaczała duże finansowe straty. To wywołało z kolei strach klientów, którzy zaczęli masowo wypłacać pieniądze z banku. W rezultacie pojawiły się problemy z płynnością Sillicon Valley Bank.

Jak tłumaczył Zuber, zupełnie inaczej wyglądała sytuacja z bankami europejskimi: Credit Suisse i Deutsche Bank. W tych przypadkach problemy piętrzyły się od lat. Lista grzechów Credit Suisse była wyjątkowa długa: niejasne interesy, działania na granicy etyki, przekraczanie norm prawnych, nieudane inwestycje. To wszystko powodowało, że klienci od lat odpływanie z banku.

Dokładnie rok temu, "Financial Times" wydrukował taką notkę sporządzoną przez Credit Suisse, wysłaną do współpracujących z nim funduszami, żeby zniszczyć wszystko, co dotyczy relacji z oligarchami rosyjskimi. Przecież jeżeli zniszczyć, to znaczy, że różne dziwne rzeczy tam były. Oczywiście zaufanie do tego banku spadało, ludzie się wycofywali - przypominał Zuber.

Do czasu, gdy jeden z banków Bliskiego Wschodu dokapitalizowywał Credit Suisse, sytuacja nie była najgorsza. Problem pojawił się, gdy największy udziałowiec przestał przekazywać pieniądze Szwajcarom. Wtedy doszło do wyprzedaży akcji.

Deutsche Bank to jest podobna historia. Jeżeli spojrzymy największe afery ostatnich kilkunastu lat w Europie: ustawianie poziomu LIBOR-u w 2012 r., pranie rosyjskich, lewych pieniędzy, lewy handel limitami CO2, to praktycznie w każdej tej "imprezie" jest Deutsche Bank - zaznaczył ekonomista.

Spadek akcji nie musi oznaczać, że w banku jest wielki problem

Ekonomista zauważył, że nie mamy aktualnie do czynienia z absolutnym dołkiem cen akcji Deutsche Banku. Akcje były najtańsze na początku 2020 roku. Cena akcji była wtedy o połowę niższa niż teraz, bo to był rząd wielkości 4 euro. Dzisiaj jesteśmy po tych spadkach, jesteśmy w okolicach 8,5 euro  - wskazywał. Zuber podkreślił jednak, że w sytuacji, kiedy pojawiają się pytania o stan systemu bankowego, to inwestorzy przypominają sobie o problemach z przeszłości Deutsche Banku i Credit Suisse i zaczyna się sprzedaż akcji.

Żebyśmy naprawdę mieli problem, musiałoby dojść do czegoś, co nazywamy run na bank. Chodzi o sytuację, gdy nagle klienci banków, bojąc się problemów, bojąc się upadłości, zaczynają wypłacać pieniądze z tych banków. To jest problem - mówił Zuber.

Jego zdaniem, w kontekście zapobiegania takim sytuacjom,  ważne było to, co po upadku SVB zrobił Joe Biden. Powiedział ja, to znaczy Skarb Stanów Zjednoczonych, gwarantuje depozyty i lokaty w amerykańskich bankach, w szczególności w SVB. Bardzo ważna deklaracja - podkreślił.

Współpraca: Emilia Witkowska

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.
Opracowanie: