"Wyciek środków, do jakiego dochodziło na podstawie umów na zakup certyfikatów OZE, zmuszających nas do płacenia wielokrotnie więcej niż obecna cena rynkowa, na przestrzeni dekady wynosi ok. 2 mld zł. Te pieniądze powinny iść na konieczną modernizację polskiej energetyki, na rozwój" – mówi w rozmowie z tygodnikiem „Sieci” Daniel Obajtek, prezes zarządu Grupy Energa. Opisuje też procedery, do jakich dochodziło w poprzednich strukturach spółki oraz wprowadzone zmiany.

W wywiadzie dla tygodnika prezes Grupy Energa omawia główne problemy, z jakimi musiał się zmierzyć. Sporą część rozmowy poświęca sprawie certyfikatów OZE:

O co tu chodzi? O miliardy publicznych pieniędzy. O finansowanie nielogicznych i niedobrych rozwiązań przez spółki z udziałem skarbu państwa. Każdy producent może sobie wyobrazić taki złoty układ: dostaje umowę na 10 lat z gwarantowaną ceną zakupu produktu dwukrotnie wyższą niż rynkowa. Kto by nie chciał?! Certyfikaty warte dziś na rynku 40-50 zł za sztukę nam kazano kupować po 300 zł! A za wszystko miał w finale zapłacić polski podatnik. Jak to można nazwać? - tłumaczy. Tak, to był skok na publiczną kasę. Takie umowy zawsze muszą być jakoś powiązane z rynkiem, mieć jakieś amortyzatory, hamulce, możliwości renegocjacji. To był kamień, który zawieszono na szyi polskiej energetyki. Jeśli nie uda się tego przerwać, ta energetyka nie da sobie rady. Świadomość patologii na tym rynku była powszechna, wszyscy o tym mówią od lat. Ale nikt nic dotąd nie zrobił. Postanowiłem przerwać tę niemoc - dodaje

Prezes Grupy Energa opisuje, jakie kroki podjęto względem nieuczciwych praktyk związanych z certyfikatami oraz jakie reperkusje go za to spotkały.

Analiza prawna tych umów trwała pięć miesięcy, zaangażowane było w to kilka różnych kancelarii prawnych. Prosiłem o ich sprawdzenie ekspertów z różnych dziedzin, także finansów. Wnioski były jednoznaczne: umowy te nie były zawarte zgodnie z prawem. A tego już nie mogłem zamieść pod dywan, chociaż przyznaję, że presja, by jednak to zrobić, była ogromna. Straszono mnie, że idę na wojnę, której nie można wygrać, że nie wiem, z jak potężnymi siłami zadzieram, że mnie zniszczą - zdradza.

Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Sieci".

(mn)