Na rynku nieruchomości jest tak drogo jak w szczycie poprzedniej hossy, która zakończyła się krachem - alarmuje w piątkowym wydaniu "Rzeczpospolita". Jak podaje, ceny rosną m.in. w Warszawie, Szczecinie, Gdańsku i Lublinie. Równocześnie ponadto maleje sprzedaż i podaż mieszkań.

Bartosz Turek z Open Finance przewiduje w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że niedługo przekroczymy granicę cen nieruchomości z lat 2007-2008, kiedy to - przypomnijmy - wybuchł światowy kryzys finansowy.

W 2019 roku eksperci spodziewają się dalszego ich (cen) wzrostu. Popyt podtrzymują też tanie kredyty, których łączna wartość w tym roku ma być najwyższa od dekady - zaznacza gazeta.

Wyjaśnia również, że "podwyżki cen lokali wymusza rynek: szybko drożeją materiały budowlane i grunty".

Jarosław Jędrzyński z portalu RynekPierwotny.pl twierdzi w rozmowie z "Rz", że dziesięć lat temu deweloperzy wpływali na wzrost cen nieruchomości, osiągając 40-, 50-procentowe marże. Dzisiaj - jak zauważa - "bronią się przed spadkiem poniżej 20 procent".

Rosnące koszty budowy ponosi jednak klient. A ten zdaje się już dochodzić do ściany - czytamy.

Jak podaje dziennik, średnie ceny lokali w Warszawie, Łodzi, Szczecinie i Lublinie wzrosły w ciągu roku o 14-16 procent. Coraz drożej jest także w innych miastach, a - jak zaznacza "Rz" - "to jeszcze nie koniec podwyżek".


(e)