"W trudnych czasach, w których Polacy muszą mocno zaciskać pasa, w których rosną opłaty, podatki i koszty utrzymania, administracja powinna pokazać, że też oszczędza u siebie. Powinno się ograniczyć skalę przyznawania nagród, tak jak dzieje się to w sektorze prywatnym - tylko dla najlepszych" - mówi w rozmowie z dziennikarzem RMF FM Tomaszem Skorym profesor Krzysztof Rybiński. "To jest zupełnie nieakceptowalne, że nagroda traktowana jest jako trzynasta pensja. Czy się stoi, czy się leży, to nagroda się należy" - dodaje. Jak wynika z danych zebranych przez RMF FM, w ubiegłym roku, 15 tysięcy urzędników pracujących w urzędach centralnych dostało w sumie ponad 100 milionów złotych nagród.

Tomasz Skory: Co pana zaskakuje w zebranych przez nas danych?

Krzysztof Rybiński: Dwie rzeczy są zaskakujące. Pierwsze to to, że zatrudnienie w administracji publicznej cały czas rośnie. Nie tylko w administracji centralnej, to co pokazały dane, które pan zebrał, ale również w Polsce. Na podstawie danych GUS-u można stwierdzić, że zatrudnienie w administracji publicznej wzrosło w pierwszych trzech kwartałach zeszłego roku chyba o około 10 tysięcy osób.

Ale to wyraźnie wbrew zapowiedziom premiera, który zapowiadał przecież 10-procentowe cięcia w administracji.

Widać premier nie ma dość siły albo chęci, żeby to wyegzekwować, bo administracja publiczna cały czas puchnie w szybkim tempie. Przypomnę, że jak upadał komunizm w Polsce, to mieliśmy 159 tysięcy urzędników wszystkich szczebli, a obecnie mamy mniej więcej 460 tysięcy i dalej puchnie administracja, co oczywiście wiąże się z olbrzymimi kosztami. My musimy płacić coraz wyższe podatki na to, żeby urzędników utrzymać. I to jest pierwsza rzecz, która powinna podnieść ciśnienie wielu podatnikom: dlaczego mamy coraz więcej urzędników?

A druga?

A druga rzecz to to, że w trudnych czasach, w których Polacy muszą mocno zaciskać pasa, w których rosną opłaty, podatki, koszty utrzymania, administracja powinna pokazać, że też oszczędza u siebie i powinno się ograniczyć skalę przyznawania nagród, czyli tak jak w sektorze prywatnym - tylko dla najlepszych. To jest zupełnie nieakceptowalne, że nagroda traktowana jest jako trzynasta pensja i czy się stoi, czy się leży, to nagroda się należy. Tak już nie powinno być od dawna, a tak ciągle w wielu ministerstwach jest.

Ależ to nieprawda, bo ja przywołam przykład Ministerstwa Finansów, gdzie nagrody przydzielano w ubiegłym roku pięciokrotnie. Było ich ponad 9,5 tysiąca. Każda wynosiła około 2 tysięcy złotych, co się zsumowało na jakieś 10 tysięcy z "kawałkiem" na każdego z pracowników. To nie jest trzynasta pensja. To jest kilka dodatków.

Rozumiem, że są ministerstwa, które jak to świnka między zwierzętami są równiejsze od innych, mogą sobie wypłacić więcej. Ja chciałbym tylko, żeby nagrody były wypłacane w powiązaniu z osiągnięciami. Tak, żeby Polacy mogli powiedzieć: "dobrze, tym urzędnikom na pewno te nagrody się należą, dlatego że dla Polaków świadczą lepsze usługi. Dzięki nim, nasze życie jest łatwiejsze". A jedno można powiedzieć: dzięki działaniu Ministerstwa Finansów życie Polaków staje się coraz bardziej trudne, żeby tylko wspomnieć jeden fakt, że teraz "mandatowozy", które nas ścigają i wlepiają potężne mandaty, nawet nie zatrzymując kierowców, robią to tylko dlatego, że minister finansów potrzebuje nowych dochodów do budżetu. Za takie pomysły nagrody to się raczej nie należą.

Czy pana nie niepokoi dysproporcja pomiędzy zarobkami w poszczególnych resortach? Bo z jednej strony mamy może nie resort, ale Kancelarię Prezydenta, gdzie to jest 9 600 brutto, potem długo, długo nic i dopiero później kolejne resorty.

Trudno jest uzasadnić tak bardzo znacząco większy wpływ urzędnika w Kancelarii Prezydenta od urzędnika w innym ministerstwie na życie Polaków. Poziom wynagrodzeń wiąże się w przypadku sektora publicznego albo z wkładem w jakość życia Polaków, albo z odpowiedzialnością, którą urzędnik ponosi. Jeżeli ktoś ponosi wielką odpowiedzialność, powinien być dobrze za to wynagradzany, bo ta odpowiedzialność łączy się z ryzykiem, ze stresem. Natomiast, ponieważ w Polsce nie ma dobrze funkcjonujących opisów pracy i często przyjmuje się do pracy znajomych królika, czy w dosyć mało przejrzystych procedurach, bo są co prawda konkursy, ale są ustawiane pod konkretne osoby, co znamy z praktyki bardzo wielu jednostek administracji publicznej, potem te pensje są takie od Sasa do Lasa. Gdyby był opis stanowisk pracy w całej administracji publicznej, byłoby wiadomo na jakie stanowisko, jakie kompetencje są potrzebne, jaka z tym się wiąże płaca, to wówczas byłoby to normalnie. A u nas minęło dwadzieścia parę lat od upadku socjalizmu, a system zatrudnienia pracowników w ministerstwach pozostał ciągle w dużej mierze socjalistyczny.