Resort finansów przyjrzy się internetowym serwisom aukcyjnym, oferującym zakup atrakcyjnych towarów w bardzo niskiej cenie. Na przykład: 32-calowy telewizor za 200 złotych. Pierwszy z tego typu serwisów zaczął działać w Polsce latem ubiegłego roku. Resort Jacka Rostowskiego chce poświęcić na kontrolę miesiąc i sprawdzić, czy portale działają zgodnie z polskimi przepisami.

Jeśli towary są takie tanie, to na czym zarabia właściciel serwisu? Najwięcej pozwalają mu zarobić uczestnicy licytacji, którzy lubią hazard. Najpierw trzeba się bowiem zarejestrować, a później kupić określoną liczbę punktów, które pozwolą wziąć udział w licytacji upragnionego przedmiotu. Jeden punkt to koszt około złotówki i za każdym razem, gdy podbijamy cenę produktu nawet o dziesięć groszy, tracimy właśnie taki punkt. Co więcej, każde podbicie przedłuża czas trwania aukcji, który jest ściśle określony.

Tak naprawdę internauta, podbijając tą kwotę, cały czas ponosi koszty, niezależnie od tego, czy ta aukcja dojdzie do skutku czy nie - wyjaśnia internauta Tomek:

W praktyce naszą najwyższą ofertę zawsze ktoś może przebić, tym bardziej, że serwis oferuje specjalny program - automat, który zrobi to za nas, nawet gdy nie będzie nas przy komputerze.

Urzędnicy resortu finansów chcą sprawdzić, czy aukcje nie są w świetle przepisów grą losową, czyli hazardem. Bo ten jest w internecie zakazany. Wówczas kierujemy sprawę do urzędu skarbowego, który ukarze podmiot, który taką grę urządza - wyjaśnia Witold Lisicki z resortu:

Wątpliwości nie ma Monika Dreger z Warszawskiej Grupy Psychologicznej. Jej zdaniem, to jest hazard. Ten portal jest o tyle niebezpieczny, że to się wszystko odbywa w bardzo szybkim tempie. To rzeczywiście przypomina poniekąd grę w kasynie - mówi reporterowi RMF FM Pawłowi Świądrowi:

Przedstawiciel jednego z portali, który ma już 80 tysięcy użytkowników, zapewnia, że firma działa zgodnie z polskim prawem. Przekonuje, że ich specyficzne aukcje to nie hazard, a jedynie nowy sposób sprzedaży.