W „Faktach” sprawdzamy dziś, jak po ponad pół roku od wejścia w życie ustawy o zakazie sprowadzania do Polski uszkodzonych samochodów na lawetach wygląda polski rynek motoryzacyjny. Czy importerzy znaleźli sposób na utrzymanie się na rynku? Co z małymi warsztatami?

Nasz raport rozpoczynamy od wizyty w Czechach. Tam w wielu przygranicznych miejscowościach aż roi się od małych, prywatnych warsztatów, które właśnie od pół roku nieźle prosperują. Dzieje się tak dlatego, że do Polski każde sprowadzana z zagranicy auto musi wjechać jako w pełni sprawne. Powszechnie wiadomo, że polscy importerzy nadal sprowadzają do kraju uszkodzone samochody, ale zanim przekroczą granicę zwykle trafiają do jednego z czeskich przygranicznych warsztatów. Tamtejszych mechaników potocznie nazywa się „auto chirurgami”. „Jesteśmy zadowoleni, że mamy pracę, że polski rząd takie warunki postawił. Oby tak dalej było. Bardzo mi przykro, że blacharze nie mają pracy w Polsce, ale tak już jest” – powiedział RMF jeden z czeskich właścicieli warsztatu. Warsztaty w czeskiej Karwinie, które odwiedził nasz reporter, codziennie naprawiają o kilka samochodów więcej niż pół roku temu. Cena usługi jest o 20 procent wyższa, ale i tak wszystkim to się opłaca. W czeskich warsztatach znaleźli bowiem pracę także polscy mechanicy i blacharze. „Niestety, jestem zmuszony pracować w Czechach” – powiedział jeden z nich. Także laweciarze wolą, aby przywożone auta reperowali nasi mechanicy. Zatem w wielu przypadkach jest tak, że Czesi wynajmują Polakom swoje warsztaty.

foto Archiwum RMF

08:45