Pomysł jest ciekawy, ale w tych warunkach nie do zaakceptowania - tak przedstawiciele polskiego rządu komentują najnowszą propozycję Komisji Europejskiej dotyczącej regulowania zarobków w całej Unii. Bruksela chce wprowadzić jednolite zasady ustalania płacy minimalnej na terenie całej wspólnoty.

Komisja Europejska zwróciła się do wszystkich państw, regionów i partnerów UE o przedstawienie swoich opinii dotyczących kierunku działań oraz jej planów odnośnie do realizacji celów europejskiego filaru praw socjalnych. Obejmuje on 20 zasad i praw mających znaczenie dla funkcjonowania rynków pracy oraz systemów opieki społecznej w Europie.

Ursula von der Leyen zapowiadała jeszcze w zeszłym roku, że chce, by każdy pracownik w Unii otrzymywał sprawiedliwą płacę minimalną, która powinna umożliwić mu godne życie niezależnie od miejsca zatrudnienia.

Nie będzie jednej płacy minimalnej o jednakowej wysokości, która byłaby odpowiednia dla każdego. Każda potencjalna propozycja będzie odzwierciedlała krajowe uwarunkowania, układy zbiorowe lub przepisy prawne - zastrzegła KE.

Według pomysłu KE płaca minimalna w danym kraju miałaby nie być mniejsza od 60 proc. mediany wynagrodzeń. Unijnym urzędnikom zależy, by najgorzej wynagradzani zarabiali więcej, a bogaci oddali część zysków.

Jak wyliczają eksperci, w Polsce to by oznaczało konieczność podniesienia płacy minimalnej z obecnych 2600 zł brutto do nawet 3500 zł.

Rząd Polski nie chce się na to jednak zgodzić, gdyż dla najmniejszych firm byłby to zbyt duży koszt, co potwierdzają przedsiębiorcy. Propozycję Brukseli popierają natomiast związkowcy, którzy od dawna postulują przyspieszenie wzrostu płacy minimalnej.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński we wrześniu zapowiadał, że chce, by w 2021 roku płaca minimalna wyniosła 3000 zł, a w 2024 roku - 4 tysiące zł.

Opracowanie: