Prywatyzacja - to słowo, które straciło ostatnio na wartości. Pachnie aferami i kojarzy się z oskarżeniem o "wyprzedaż majątku narodowego za bezcen". Nowy szef resortu skarbu Wiesław Kaczmarek zapowiada, że przywróci prywatyzacji jej dobre imię. Czy będzie to jednak łatwe w dobie kryzysu finansów publicznych?

Zaplanowane na ten rok dochody z prywatyzacji mają być aż o 3 miliardy niższe. W przyszłym roku wpływy mają wynieść niespełna 7 miliardów złotych a główną ich część ma stanowić sprzedaż na giełdzie 5-10 procent akcji PZU SA. Inwestorzy liczyli na co najmniej 20 lub nawet 30 procent, ale nowy minister skarbu postanowił zmienić kurs okrętu pod nazwą "prywatyzacja po polsku": "Nie zamierzamy zahamować prywatyzacji, natomiast zamierzamy ją realizować w taki sposób, aby osiągać różne cele również gospodarcze, wyznaczane przez politykę gospodarczą" - powiedział Wiesław Kaczmarek. Dodaje on, że prywatyzacja nie będzie już w naszym kraju sprzedażą dla sprzedaży, ale stanie się tym czym zawsze być powinna - dźwignią gospodarczego wzrostu. Ten wzrost ma być w przyszłym roku rekordowo niski. Będzie to zapewne miało wpływ na wartość transakcji. Nadchodzące miesiące będą czasem spadku a nie czasem wzrostu i kierownictwo resoru skarbu raczej nie liczy na uzyskanie z tych transakcji super cen. Mimo to zakładaną wysokość dochodów prywatyzacyjnych minister uważa za ostrożną. Liczy, że będą one wyższe. Liczy też, że prywatyzacja przestanie być chaosem a stanie się pewnym gruntem pod przyszłe inwestycje, zwłaszcza te, których wymaga coraz bardziej realna i nieuchronna integracja Polski z Unią Europejską.

foto Archiuwm RMF

17:45