Kwestia płac pielęgniarek i położnych wciąż pozostaje nierozwiązana. Chociaż rząd podwyżki ustalił to jednak większość sióstr ich nie chce, a dyrektorzy szpitali - nawet gdyby chcieli - i tak nie mają z czego wypłacić. Protest trwa nadal.

Wprawdzie po wielu tygodniach akcji protestacyjnej pielęgniarek rząd zaproponował im podwyżki, to jednak nie wszystkie siostry kwota 200 złotych brutto satysfakcjonuje. Co gorsza, nie dość, że podwyżka wydaje się pielęgniarkom za mała, to na dodatek nie bardzo wiadomo skąd te pieniądze wziąć. Dyrektorzy szpitali bezradnie rozkładają ręce i twierdzą, że o niczym nie wiedzą. Nieśmiało wskazują na kasę chorych a kasa: "Kasa chorych nie płaci. Nie ma w statucie czegoś takiego jak zapis mówiący o tym, że odpowiada za fundusz płac. Kasa chorych w statucie ma zapisane jedno: płaci za świadczenia medyczne. O pieniądze mogą zwracać się wyłącznie do urzędu marszałkowskiego a bezpośrednio właściwie do władz resortu zdrowia" - powiedziała Ewa Cieciorko rzeczniczka Dolnośląskiej Regionalnej Kasy Chorych. W urzędzie marszałkowskim, który jest organem założycielskim dla większości placówek w regionie odsyłają do dyrektorów... placówek. Twierdzą, że dyrektorzy sami mają wygospodarować środki na podwyżki a potem negocjować z kasą chorych. I tak koło się zamyka.

A pielęgniarki nadal protestują. Według danych Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych, dzisiaj od łóżek pacjentów odeszły pielęgniarki w 133 placówkach służby zdrowia. W 28 trwa strajk bezterminowy. Jak powiedziała szefowa OZZPiP Bożena Banachowicz: "Na dziś zaplanowane jest spotkanie pielęgniarek z przedstawicielami rządu w Ministerstwie Zdrowia. Rozmowy nie będą jednak dotyczyć płac, tylko wykształcenia i spraw merytorycznych". Według związku, na sześć godzin od łóżek pacjentów odeszły siostry w 33 placówkach, w 64 na cztery godziny, a w ośmiu na dwie godziny. Okupowanych jest 25 placówek, głodówka trwa w 23. Gotowość strajkową ogłoszono w 162 placówkach. Trwa okupacja Kas Chorych w Lublinie i Białymstoku. 120 pielęgniarek z katowickiego szpitala imienia Śniadeckiego okupuje wejście do gabinetu dyrektora. Kobiety domagają się 300 złotych podwyżek i - jak zapowiadają - jeśli do piątku nie będzie porozumienia z dyrekcją, odejdą od chorych. 200 tu złotych podwyżki domagają się ich koleżanki ze szpitala imienia Rydygiera. Siostry okupują izbę przyjęć i również odeszły od pacjentów na cztery godziny. Do blokad ważniejszych dróg szykują się siostry z Wielkopolski.

Tymczasem dziś po południu pielęgniarki przez dwie godziny rozmawiały z rządem. Powołano osiem grup roboczych, które mają zająć się między innymi wypracowaniem - jak to określono - nowego modelu kształcenia podyplomowego pielegniarek, a także nowego systemu funkcjonowania dodatków za pracę w niedziele i święta.

foto RMF FM

00:35