Będą dalsze parlamentarne prace nad prezydenckim projektem nowelizacji ustawy lustracyjnej. Jak wiadomo, Aleksander Kwaśniewski proponuje, by lustracji nie podlegały osoby współpracujące za czasów PRL-u z wywiadem, kontrwywiadem i służbą graniczną. Ponadto, jego zdaniem o tym, czy ktoś współpracował ze spec służbami powinno decydować nie to, że się na taką współpracę zgodził, ale to, jakie informacje przekazywał.

Takie „okrojenie” lustracji podczas wczorajszej debaty zostało poddane miażdżącej krytyce, i to nie tylko - co naturalne - ze strony opozycji, ale też ze strony koalicyjnego PSL-u. Pojawiły się zarzuty, że prezydent chce ochronić „swoich” przed lustracyjnym pręgierzem. Po tej krytyce powszechne było przekonanie, że prezydencki projekt przepadnie, do czego jednak nie doszło. Dlaczego? Bo za projektem, co nieco zaskakujące, ujął się PSL i mniej więcej połowa posłów Samoobrony. Tego drugiego akurat można się było spodziewać, bo posłów Samoobrony nie obowiązywała dyscyplina klubowa. Dlaczego jednak zdanie zmienili ludowcy? Można przypuszczać, że w tej sprawie zainterweniował największy z trójki koalicjantów – SLD, albo też PSL samo się zreflektowało po wczorajszym niefortunnym wystąpieniu posła Dariusza Grabowskiego, podczas debaty podatkowej. Oficjalnie jednak ani Sojusz, ani ludowcy żadnej z tych wersji nie potwierdzają. Leszek Miller mówi, że projekt jest przecież prezydencki, a nie rządowy, a poseł Bogdan Pęk z PSL-u, który jako jeden z trzech ludowców głosował za odrzuceniem projektu, mówi, że ta kwestia nie jest związana umową koalicyjną. Takim obrotem sprawy wyraźnie był rozczarowany poseł Jan Maria Rokita z Platformy Obywatelskiej, który też przypuszcza, czy podejrzewa, że w tej sprawie zainterweniował jednak Sojusz Lewicy Demokratycznej. Lech Kaczyński z PiS-u takie zachowanie nazwał wręcz niepoważnym i dodał, że jest to swoisty sposób pojmowania polityki.

Foto: RMF

06:00