Północno-irlandzka policja w napięciu obserwuje przemarsz protestantów z Loży Orańskiej z miasta Portadown do kościoła anglikańskiego w wiosce Drumcree i z powrotem. Trasa marszu wiedzie przez ulicę zamieszkaną głównie przez katolików.

Marsze te - zakazane od 1998 roku - niemal co roku kończą się zamieszkami między protestantami a stróżami prawa. Przywódcy Loży zaapelowali co prawda do uczestników marszu o jego pokojowy przebieg, ale policja mimo wszystko obawia się zamieszek. W porównaniu z poprzednimi latami, środki bezpieczeństwa są jednak tym razem mniejsze.

W tym roku policyjna operacja u stóp wzgórza Drumcree ograniczyła się jedynie do rozstawienia zasieków i wzniesienia stosunkowo niewielkiej stalowej zapory. Broni ona wejścia do katolickiej ulicy.

Zachęcone stosunkowo spokojnym przebiegiem marszu w ubiegłym roku, służby porządkowe liczą, że dziś w Portadawn zwycięży zdrowy rozsądek. Gdyby jednak stało się inaczej, dwa tysiące policjantów i żołnierzy w każdej chwili może zmienić idylliczny krajobraz w twierdzę.

Kilka lat z rzędu w lipcu, wzgórze Drumcree przeistaczało się w miejsce zaciętych starć z policją. Jego łąki zryte były okopami a nocą przy świetle policyjnych rakietnic, protestanci toczyli tam regularne bitwy. Do policji strzelano z broni i prymitywnych katapult. Na barykady sypały się butelki z benzyną.

Oranżyści twierdzą, iż mają prawo do maszerowania tradycyjną trasą pochodu. Katolicy z kolei uważają ich zachowanie za bezpodstawną prowokację. Ulster przyzwyczajony jest do tego typu impasów.

rys. RMF

17:20