Czy prezydent Kwasniewski sugerował premierowi Millerowi dymisję? Lewicowi koalicjanci z SLD i Unii Pracy mówią, że prezydent niczego nie sugerował. Ale obserwatorzy są zgodni: rozgrywka prezydent-premier trwa. Pierwsza wojna na szczytach miała miejsce 13 lat temu i zniszczyła etos solidarności.

Przez ostatnie 10 lat starałem się prowadzić tę naszą walkę. Walka była finezyjna i doprowadziła do sukcesu. Natomiast dzisiaj znaleźliśmy się na rozdrożu - to pamiętne słowa Lecha Wałęsy z 1990 roku.

Wojna wypowiedziana wiosną 13 lat temu miała uderzyć przede wszystkim w ROAD, czyli Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna, w Tadeusza Mazowieckiego oraz wicepremiera Leszka Balcerowicza. Przynajmniej tak była odczytywana.

Pojawiło się też złowieszczo brzmiące słowo „spisek”. Zaczynam podejrzewać, że to rzeczywiście jakiś spiek. Może w Magdalence (obrady Okrągłego Stołu, przyp. RMF), ale jeśli w Magdalence, to ja tam byłem. Ja w spisku nie uczestniczyłem - mówił Wąłesa.

Od tamtego czasu minęło 13 lat. Co teraz o „wojnie na górze” mówi autor tego określenia, Lech Wałęsa? Nie miał mnie kto bronić, a należało się wybronić, ponieważ nie może wojny ten robić, kto jest sam u góry. Ja byłem rozdającym, ja byłem pierwszym w państwie i w związku z tym, przeciwko mnie można było robić wojnę na górze, a nie ja. Wszyscy, którzy atakowali mnie robili wojnę na górze, a nie ja, bo ja byłem u samej góry.

Zdaniem Wałęsy, obecna kłótnia na szczytach to nic innego jak odciąganie uwagi Polaków od spraw naprawdę ważnych: bezrobocia czy słabej kondycji gospodarki. To temat zastępczy – uważa Wałęsa: Lewica widzi, że zmierza do totalnej klęski i dlatego próbuje (odciągnąć ludzi od problemów, przyp. RMF), widząc, że ciężko jest porozumienia robić. Paru ludzi tam jest otwartych umysłowo i oni próbują coś zrobić. Tak jak zresztą było w końcówce AWS-u, kiedy niektórzy coś próbowali zrobić.

Foto: Archiwum RMF

07:25