W Holstebro w Danii rozpoczęła się uroczystość pożegnania ofiar katastrofy jachtu "Bieszczady".

Wraz z rodzinami ofiar, w uroczystościach biorą udział przedstawiciele rządu i Związku Harcerstwa Polskiego. Nad brzegiem morza - na wysokości miejsca, gdzie spoczywa wrak jachtu, najbliżsi tragicznie zmarłych żeglarzy mają zrzucać wieńce. Przewidziano też oględziny szczątków jachtu oraz spotkanie z policją. Rodziny rozbitków zidentyfikują wydobyte wczoraj z wraku zwłoki żeglarzy.

Duńscy ratownicy oficjalnie zakończyli wczoraj akcję poszukiwania zaginionych członków załogi polskiego jachtu "Bieszczady". Nurkom nie udało się zlokalizować pozostałych dwóch ciał polskich żeglarzy, którzy zaginęli po katastrofie jachtu "Bieszczady". Na pewno nie ma ich w sąsiedztwie szczątków wraku polskiej jednostki, zaś dokładne przeszukanie większej powierzchni dna Morza Północnego jest w tych warunkach pogodowych niemożliwe. Silny wiatr i kilkumetrowe fale utrzymają się tutaj na pewno do końca tygodnia – tak mówią prognozy. O definitywnym końcu akcji przesądziły też wyjątkowo silne o tej porze roku prądy morskie.

Jak dowiedziała się sieć RMF o 20.00 z Warszawy do Danii wylecał rządowy samolot z rodzinami ofiar na pokładzie.

Posłuchaj relacji specjalnego wysłannika radia RMF FM z duńskiego portu Tyboron, Mariusza Pietrasika:

Przypomnijmy: nurkowie Duńskiej Marynarki Wojennej wydobyli wcześniej z wraku jachtu ciała kolejnych trzech ofiar. Zostały one złożone na pokładzie duńskiego trałowca. Tym samym okrętem płynęła także grupa polskich oficerów obserwujących akcję ratunkową. Wcześniej z jednego z duńskich portów wyszedł w morze patrolowiec wyposażony w sonar.

Dlaczego zatonął?

Wciąż nieznane są przyczyny zatonięcia jachtu. Sprawę badają w dwóch odrębnych śledztwach Izba Morska w Gdyni i Prokuratura Okręgowa w Gdańsku. Do czasu zamknięcia postępowań obie instytucje nie udzielają żadnych informacji.

Tragedia "Bieszczad" odbiła się w środowisku żeglarskim szerokim echem. Niektórzy żeglarze mówią, że do katastrofy mógł się przyczynić fatalny stan techniczny jachtu: "Bardzo bym się bał pływać na tym jachcie, tym bardziej że wiem, że z elektroniką były tam spore trudności. Podobne dotyczyły akumulatorów – były kłopoty z uruchamianiem silnika." - powiedział sieci RMF FM pragnący zachować anonimowość żeglarz, który widział jacht "Bieszczady" na kilka dni przed tragedią:

Zarzuty dotyczące fatalnego stanu technicznego "Bieszczad" odrzuca Waldemar Mieczkowski, komendant Centrum Wychowania Morskiego ZHP w Gdyni: "Nie dotarły do mnie ani z poprzednich etapów ani z tego żadne alarmujące wieści na temat stanu technicznego jachtu. Na pewno nie było takiej sytuacji, żeby kapitan, który był bardzo doświadczonym żeglarzem wypłynął jachtem z niesprawnym silnikiem w terytorium silnych prądów pływowych":

Z ośmioosobowej załogi "Bieszczad" uratowała się jedynie 19-letnia mieszkanka Łodzi. Wyłowiono w sumie 5 ciał. Dwie pozostałe osoby spoczywają zapewne na dnie morza, poza kadłubem jachtu.

10:10