​To jest "być, albo nie być" Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Tak sytuację firmy ocenia jej nowy prezes Edward Szlęk. Dlatego - jego zdaniem - konieczne jest ograniczenie kosztów, które obecnie wynoszą ponad 6 miliardów złotych. Rocznie załoga ma się zmniejszać o tysiąc osób.

Wstrzymane będą przyjęcia do pracy. Na zatrudnienie przez najbliższe lata mogą liczyć tylko ci, którzy będą pracować bezpośrednio przy wydobyciu węgla.

Przyjmujemy tych, którzy są potrzebni do pracy i zabezpieczają front wydobywczy. Nie przyjmujemy do administracji i do służb pomocniczych - zaznaczył prezes. W ten sposób rocznie systematycznie załoga będzie się zmniejszać o tysiąc osób.

Prezes zapowiada też rozmowy ze związkowcami w sprawie górniczych przywilejów, a to może oznaczać ewentualne zmiany w obowiązujących od 25 lat układach zbiorowych pracy.

To jest rok, w którym albo zatrzymamy tendencję pogarszania wyników spółki i ryzyka utraty płynności, albo przegramy tę walkę. Ja zakładam, że nie przegramy. Ale ponieważ na rynek zdaje się nie można liczyć, pozostaje licznie na organiczną pracę w firmie polegającą niestety - bo to jest zawsze przykra operacja - na redukcji wszelkich kosztów, jakie spółka ponosi - mówił Szlęk.

JSW chce ograniczyć koszt wydobycia węgla do mniej niż 80 dolarów za tonę w ciągu 2 lat. W kilkuletniej perspektywie chce też uzyskać efektywność produkcji na poziomie ponad 1000 ton węgla na pracownika rocznie.

Spółka zamierza wykonać, mimo strajku z początku roku, tegoroczny plan wydobycia na poziomie 16,4 miliona ton i co najmniej utrzymywać tę wartość w kolejnych latach. 

(MRod)